Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Ogarnęła go apatja. Gasł. Młodość jednak nie dawała się pokonać tak łatwo. Miał lat 25 do 26-u. Cztery lata przebył już w więzieniu. Dzień wyzwolenia zbliżał się. Przyszedł dzień, w którym już nie miał siły wyrzucić pokarmu za okno. Wzrok jego przygasł, słuch stępiał. Ogarniać go zaczęło ogólne odrętwienie, przynoszące pewną ulgę w cierpieniach.
Kiedy zamykał oczy, zjawiały mu się pod powiekami ćmy błyszczących światełek, niby ogniki błędne, które nocami tańczą po moczarach. Były to brzaski tych niewiadomych światów, które nazywamy wiecznością.
Zasypiał. Wtem, a noc już była, usłyszał głuchy szmer poza ścianą, przy której się znajdowało jego legowisko.
Ileż to drobnych stworzeń ginie w więzieniach! Do ich hałasów przyzwyczaił się już. Odgłosy te były jednakże silniejsze niż zazwyczaj, to też uniósł się nieco, aby lepiej je rozpoznać. Było to jakieś miarowe jednostajne drapanie, jakby szponami; mógł to być również zgrzyt jakiegoś przedmiotu żelaznego tartego o kamień.
Mózg młodzieńca, jakkolwiek osłabiony, uderzyła myśl jedna, nieustannie w głowie każdego niewolnika nurtująca, myśl o wolności. Szmer przyszedł w porę, bo wtedy, gdy jego słuch gasł już dla wszelkich innych odgłosów życia. Zdawało mu się przeto, że to Bóg ulitował się nad jego cierpieniem i że ten głos zesłał mu jako przestrogę.
Nie przestawał przysłuchiwać się szmerom. Trwały blisko trzy godziny, potem mu się zdało jakby coś w głębi zapadło i zapanowała cisza.
Po kilku godzinach przerwy, szmer dał się słyszeć ponownie i trwał do rana.
Gdy dzień stawał się coraz jaśniejszy, przyszedł dozorca, przynosząc śniadanie.
Dantes podniósł się wtedy na łóżku i natężając głos, rozpoczął rozmowę o różnych przedmiotach. Przechodził z tematu na temat, byle mówić, byle dozorca nie usłyszał szmeru, gdyby ten znów się miał powtórzyć.
Nadużywał najwidoczniej cierpliwości dozorcy, który w tym