Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdy mu oddałeś list?
— Zmienił się odrazu na twarzy, jak tylko adres przeczytał, zaś jego zdenerwowanie się wzmogło, gdy poznał treść listu. Lecz wtedy właśnie ujawnił najwyższą swą dla mnie życzliwość, spalił mianowicie ten list.
— Spalił list, będący dokumentem sądowym? O! to wygląda bardzo podejrzanie. I zdaje się, iż on właśnie w tej sprawie największym był zbrodniarzem.
— Na miłość Wszechwiedzącego Boga! — ty mnie przejmujesz lękiem.
— Postępowanie jego w tym wypadku nazbytby już było lekkomyślne, nazbyt nieprawdopodobne, by właśnie tutaj nie kryła się jakaś tajemnica.
— Tak sądzisz? Czyż świat jest zapełniony samymi tygrysami tylko?
— Przekonany jestem o tem całkowicie. Do kogo list ten był adresowany?
— Do pana Noirtier, ulica Coq-Herom, w Paryżu.
— Jak ci się zdaje, czy pan podprokurator nie miał czasem własnego interesu w zniszczeniu tego listu?
— To jest możliwe, bo mi dwa czy trzy razy przysięgać kazał, że nie wspomnę przed nikim, że ten list miałem oddać w Paryżu, że nie wymienię nawet nazwiska adresata.
— A to nazwisko?
— Noirtier.
— Noirtier... wymówił z zastanowieniem opat — Noirtier... powtórzył. — Znałem jakiegoś Noirtiera, żyrondystę z czasów rewolucji francuskiej. A jakże się twój podprokurator nazywał?
— De Villefort.
Opat aż się zachłysnął od nerwowego, drgającego jakby łkaniem śmiechu. Dantes spojrzał na niego ze zdumieniem.
— Co to znaczy? — zapytał.
— Że teraz wszystko jest już wyświetlone. Jest jasne jak słońce. Biedne dziecko! Młodzieńcze nieszczęśliwy! I ty powiadasz, że ten urzędnik był dobry dla ciebie, że masz dla nie-