Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

kać mu usta. Wówczas: wydostać się w górę na ów korytarz, przez okno, przy pomocy drabinki, spuścić się na brzeg morza i rzucić w jego fale.
Dantes po rozpatrzeniu planu tego klasnął w ręce, oczy mu się zaiskrzyły. Projekt był do tego stopnia prosty, że niepodobieństwem było, ażeby mógł się nie udać.
Jeszcze tego samego wieczoru wzięli się do pracy, z tem większym zapałem, że po tak długim wypoczynku.
Ziemię wydobywaną wyrzucali z największą ostrożnością oknami, wtedy jedynie, gdy wiały wichry, które porywały kruszyny przez nich z łona ziemi wydobyte.
Praca ta rok blisko trwała.
Przez rok ten Faria nie przestawał kształcić Dantesa; rozmawiał z nim w obcych jedynie językach; uczył go historji ludów, opowiadał o dziejach wielkich ludzi, roztaczając przed nim ich myśli.
Opat, człowiek światowy, wyższego nawet towarzystwa, miał w swem obejściu coś ze wspaniałej, pełnej chłodu melancholji, którą Dantes, dzięki zdolności przejmowania, zdołał sobie przyswoić.
Po piętnastu miesiącach tunel został przebity aż do tafli, na której stał wartownik.
Ucieczka nastąpić więc mogła już w każdej chwili, wyczekać już tylko należało nocy ciemnej, bezksiężycowej. Belką więc jedynie podparli taflę, by się nie zawaliła czasem przedwcześnie i zaczęli wyczekiwać sposobnej chwili.
Właśnie Dantes był zajęty umocnieniem tej belki, gdy usłyszał nagle przenikliwy głos opata, w którym drgała boleść istotna. Podbiegł więc żywo i ujrzał Farję słaniającego się, bladego, z potem spływającym z czoła.
— Boże! — zawołał — co się stało?
— Prędko... tylko prędko! Słuchaj — wyszeptał Faria.
— Co ci jest?
— Ginę!... Jestem chory śmiertelnie i czuję, że teraz zbliża się atak tej choroby. Prędko!... idź do mego pokoju i podnieś nogę od łóżka; noga ta jest wydrążona, znajdziesz w niej małą