proszenie na obiad do Aleksandra VI. z obawy aby, nie zadawalając się tem, ilem mu zapłacił za kapelusz kardynalski nie zapragnął jeszcze dziedzictwa po mnie i nie zgotował mi losu kardynała Patrara i Bontivoglio, zmarłych z otrucia, oświadczam memu bratankowi, Guidowi Spada, jako memu spadkobiercy, żem zakopał w miejscu, które zna, bo je zwiedzał razem ze mną, to jest w grotach małej wysepki Monte-Christo, wszystko com posiadał w sztabach złota, monecie złotej, kamieniach, djamentach, klejnotach; ja tylko jeden wiem o istnieniu skarbu, wynoszącego około dwóch miljardów dukatów rzymskich. Znaleźć go można, podnosząc dwudziestą skałę z przystani, od wschodu w prostej linji. Dwa otwory były w tych grotach, skarb zaś w kącie najodleglejszym, skarb ten daję mu i zapisuję go na zupełną własność, jako memu jedynemu dziedzicowi.
— Pojąłeś teraz o co tu chodzi?
— Jest to najformalniejszy testament, przez tyle wieków przez spadkobierców poszukiwany. Nie może to podlegać żadnym wątpliwościom. Lecz dlaczego nie postarałeś się o wydobycie tego skarbu natychmiast?
— To też ja bez żadnego namysłu tam pojechałem, zabierając ze sobą początek mej pracy o Zjednoczeniu Państw Włoskich, ale policja cesarska, oddawna już działająca wbrew temu co zamierzył Napoleon po narodzinach syna — zaaresztowała mnie. A teraz, — dodał Faria, wpatrując się w Dantesa, — cały ten majątek należy do ciebie. Przekazuję go ci, bo ja stąd nie wyjdę już nigdy.
— Ależ — wahając się, zapytał Dantes — czyż skarb ten nie ma innego prawnego dziedzica?
— Ród Spadów wygasł zupełnie. Ostatni przedstawiciel tego rodu zgasł na moich rękach, czyniąc mnie swym spadkobiercą, żadnej nie miał rodziny. Zapisując mi przytem ów symboliczny brewiarz, zapisał mi tem samem i wszystko, co się w nim znajdować mogło. Bądź spokojny zatem.
— Skarb ten przedstawia wartość...