Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwóch miljardów dukatów rzymskich, co się równa dzisiejszym trzynastu miljardom franków conajmniej.
— Niemożliwe! — zawołał Dantes, przytłoczony ogromem tej sumy.
— A to czemu? — odpowiedział Faria. — Rodzina Spadów była najznakomitszą i najbogatszą w średniowieczu. Zadziwiać cię może olbrzymia ilość klejnotów. Pamiętaj, — że dawniejsza arystokracja nie zabawiała się, jak to dziś się zdarza, spekulacjami i aferami giełdowemi. Przecież i dziś jeszcze natrafić można na arystokratyczne familje rzymskie, które formalnie z głodu giną, posiadając miljony w klejnotach, obrazach i innych dziełach sztuki.
Edmundowi zdawało się, że śni.
— No, jakże? — rzekł Faria — nie dziękujesz mi?...
— Przyjacielu — rzekł Dantes — ten skarb do mnie nie należy, twoja to własność. Z jakiej racji mam go przyjmować od ciebie, nie jestem żadnym twoim krewnym?
— Jesteś moim synem, Dantesie — zawołał starzec — jesteś dzieckiem mej niewoli. Bóg mi cię zesłał, abyś był moim pocieszycielem, osłodził ostatnie chwile życia.
I Faria wyciągnął do Dantesa zdrową jeszcze rękę, zaś ten ze szlochem rzucił mu się na szyję.