Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
CMENTARZ ZAMKU IF.

Na łóżku, słabo oświetlonem ponurym blaskiem dnia, co przez małe okienko wpadał do pokoju, leżał rozciągnięty ogromny worek płócienny, w który zaszyto ciało zmarłego.
Był to całun Farji… ten całun, który — zdaniem jednego ze zbirów, tak niewiele na zamku If kosztuje.
Wszystko się tedy skończyło. Materjalny rozdział między Dantesem i jego przyjacielem był dokonany. Wczoraj jeszcze tak blisko siebie, dziś, rozdzieleni całą wiecznością… Już nie zobaczy nigdy tych oczu, już nie uściśnie nigdy jego ręki.
Usiadł na posłaniu łoża śmierci i oddał się gorzkim rozmyślaniom.
Sam, sam jest teraz. Wpadł w głuche milczenie, w nieobjętą nicość. Sam jest i tak już będzie na zawsze. Niema już wzroku, niema już głosu tej jedynej istoty, która go z życiem wiązała! Nie lepiej iść za nim, aniżeli pozostać tutaj, w tem więzieniu, przez ludzi i Boga zapomnianym? Myśl o samobójstwie, którą zjawienie się Farji odegnało — wróciła.
— Gdybym umarł — rzekł sam do siebie — poszedłbym tam, gdzie on jest teraz, a więc znów bylibyśmy razem. Jeżeli odszedł w nicość, w nicości, jeżeli do Boga, u Boga. Lecz jak umrzeć? Cóż łatwiejszego? Zostanę tutaj, a gdy przyjdą — pierwszego z nich zaduszę. Potem — mnie głowę zdejmą.
Lecz na myśl tak haniebnej śmierci — wzdrygnął się. A jednocześnie wybuchło w nim pragnienie życia.