Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

— Umrzeć? o nie!... Umrzeć — nie zaznawszy rozkoszy życia? Nie, nie! Żyć pragnę, chcę walczyć. Muszę ukarać tych, którzy mnie wtrącili w tę otchłań niedoli. I nagrodzić przyjaciół.
Po tym wybuchu nadziei, przyszło zniechęcenie.
— Lecz pocóż ja się łudzę?.... Przecież z więzienia tego wydostać się nie sposób. Wyjść z niego można tą drogą jedynie, jaką wychodzi Faria!
Zaledwie wyrzekł te słowa, rozszerzyły mu się oczy, zamknął je natychmiast, jakby błyskawica myśli, która się w nim narodziła, oślepiła go.
Powstał, podniósł rękę do czoła, jakby dostał zawrotu głowy: dwa, czy trzy razy przeszedł się po stancji i stanął ponownie przed łożem.
— Boże! Kto mi tę myśl zsyła? Czy to Ty, Wielki Boże? Czy też ty może, przyjacielu mój, Fario?
Jeżeli zmarli tylko wyjść stąd mogą, a więc ja zajmę miejsce zmarłego!
W wykonaniu myśli tej Dantes rzucił się na ów worek, rozciął nożem, wyjął trupa, zaniósł do swego więzienia, położył na łóżku, okrył kołdrą od stóp do głowy, jak zwykł był sam się okrywać, raz ostatni ucałował zlodowaciałe już ciało i wrócił tą samą drogą do pokoju Farji, zasłonił otwór taflą, następnie otworzył tak zwaną szufladę, wyjął z niej igłę i nici, zrzucił odzienie, aby czuć było gołe ciało pod płótnem, wsunął się w worek rozpruty, ułożył się w nim na wznak i tak leżąc zaszył rozpór wewnątrz worka.
Gdyby kto wypadkiem wszedł w tej chwili do celi usłyszałby bicie serca nieszczęśliwego młodzieńca.
Dantes, po wizycie dozorcy, mógł spokojnie oczekiwać na wypadki, lękał się tylko, by komendant nie zmienił dyspozycji i nie dał rozkazu wcześniejszego usunięcia trupa z celi. Wtedy zniknęłyby jego nadzieje.
Mając długie godziny oczekiwania przed sobą, rozważać począł, co go spotkać może?... a także — jak ma sobie poczynać w każdym wypadku.