Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśliby w drodze grabarze poznali, że niosą żywego w miejsce umarłego, — nie da im czasu do namysłu, silnem cięciem noża rozpruje worek od góry do dołu, skorzysta ze sprawionego przestrachu i ucieknie.
Gdyby go chcieli zatrzymać — trudno... użyje noża.
Jeżeli go odniosą na cmentarz, ułożą w dole i posypią ziemią — pozwoli na to, przeczeka jakiś czas — utoruje sobie nożem drogę poprzez świeżo wzruszoną ziemię — i wyjdzie na powierzchnię.
Ciężar ziemi nie może przecież być tak wielki, aby go zdołał zgnieść! Powietrza w worku starczy na czas jakiś.
A jeżeli nawet ciężar ziemi okazałby się zbyt wielki — tem lepiej! Raz się skończą jego męki.
Jednego obawiał się tylko, — by dozorca odwiedzając wieczorem jego celę — nie spostrzegł zamiany.
Pocieszał się i uspakajał tem, że dozorca rzadko kiedy przemawiał do niego, prawie nigdy zaś nie zbliżał się, gdy leżał na łóżku.
A godzina odwiedzin dozorcy zbliżała się. Jedną ręką, do piersi przyłożoną, usiłował przytłumić uderzenia serca, drugą zaś ocierał zimny pot, występujący gęstemi kroplami na czoło.
Godziny upływały zwolna, żaden ruch żywszy, żaden alarm nie zakłóciły ciszy.
Dozorca przeto nic nie zauważył, bo godzina jego wizyty niewątpliwie minęła już.
Uszedł więc pierwszego niebezpieczeństwa!
Było to dobrą wróżbą.
Nakoniec przyszła decydująca chwila. Na korytarzu dały się nagle słyszeć powolne stąpania.
Dantes zebrał całą swą odwagę, wyprężył się i przytłumił oddech.
Przy drzwiach celi kroki te stanęły, drzwi się otworzyły i dwóch ludzi weszło do celi, Zaczęli się zbliżać do niego... zalśniło blade światło, potem dało się słyszeć stuknięcie mar, postawionych na kamiennej posadzce.