Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakto, ten zgrabny i wysmukły majtek, byłby istotnie owym brodaczem, którego umierającego wydobyto na pokład?
To też kapitan zaproponował mu natychmiast, by pozostał u niego w służbie, dając mu korzystne warunki. Dantes zgodził się chętnie, z tem jednak zastrzeżeniem, że obejmuje swe obowiązki jedynie na trzy miesiące. Plany, jakie snuł w głowie, nie pozwalały mu bowiem na dłuższe wiązanie się słowem.
„Młoda Amelja“ zaledwie tydzień odpoczywała w Livorno; w czasie tym została naładowana kolorowemi muszlami, zakazaną bawełnę i tytuniem angielskim, nieostemplowanym naturalnie.
Gdy to zostało zrobione, należało wymknąć się z portu, bez żadnych opłat i wyładować to wszystko na brzegach Korsyki, gdzie ich oczekiwali aferzyści francuscy.
Szczęśliwie udało im się oszukać czujność straży celnej i wypłynąć na otwarte morze. Nazajutrz przepływali w pobliżu wyspy Monte Christo. Dantes przenikliwym wzrokiem wpatrywał się w piramidy skał granitowych, zaróżowionych blaskiem wschodzącego dnia. Myślał, iż dość rzucić się w morze, a za pół godziny byłby już na wyspie, za godzin kilkanaście wiedziałby już, czy kamienne łono tej wyspy mieści istotnie skarby nieprzebrane, czy też były one jedynie fantazją chorego mózgu Farji?
Ale cóżby tam zrobił bez żadnych narzędzi?... jakby do ludzi powrócił?
Trzeba więc było czekać!
Na szczęście, cnotę cierpliwości posiadał. Przez lat czternaście przecież czekał na wolność; z łatwością więc mógł czekać teraz parę miesięcy na bogactwo.
W dodatku, jeżeli to bogactwo było chimerą tylko.
Prawda, iż ów list kardynała Spady jest dziwnie przekonywujący, jasny i ścisły. Wszelako?
Powtórzył go sobie w myśli. Nie zapomniał ani jednego słowa; miał je doskonale w pamięci.