Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

cać, zabierzecie mnie wtedy ze sobą. Przez ten czas noga mi już napewno wydobrzeje. Tak będzie najlepiej. Zostawcie mi tylko trochę konserw i sucharów, a także strzelbę, proch i kule, zostawcie mi jeszcze motykę, to sobie przy jej pomocy uczynię lepiankę nad głową.
Kapitan, widząc iż będzie to najlepsze wyjście z trudnej sytuacji, zgodził się na to mówiąc:
— A więc zgoda, odjeżdżamy. Zabawimy około ośmiu dni w drodze, i powrócimy, by cię zabrać ze sobą.
Jeden Jakób nie chciał się zgodzić na to, by Dantesa pozostawić samego.
— Jakto, zrzekasz się swej części podziału? — zapytał wzruszony Dantes.
— Zrzekam się — odpowiedział Jakób — i to bez żalu. Nie zostawię cię samego, towarzyszu, w niedoli.
— Dobrym kolegą jesteś, Jakubie, — zawołał wtedy Dantes. — Niech ci Bóg nagrodzi twoje dobre serce, dziękuję ci, lecz nie mogę przyjąć twej ofiary. Nic mi przecież nie grozi na tej wyspie bezludnej, zaś pożywienie mi zostawicie. Potrzebny mi jest odpoczynek, nic ponad to. Zresztą, mam nadzieję, iż znajdę na tej wyspie zioła, które mnie uzdrowią.
Cóż było robić na wolę Dantesa, wyrażoną w słowach tak kategorycznych? To też koledzy, aczkolwiek ociągając się, pożegnali go i wkrótce odpłynęli.
Oddalając się, serdecznie go jeszcze ze statku pozdrawiali. Dantes powiedział sam do siebie:
— Oto ludzie, wśród których nie zamarły jeszcze uczucia przyjaźni!
I wpatrywał się długo w oddalający się statek. Gdy znikł mu już z oczu zupełnie, wtedy podniósł się z ziemi żwawo i lekko, jak dzika koza, stała szczytów tych i skał mieszkanka, pochwycił jedną ręką strzelbę, zaś drugą motykę i pobiegł szybko ku skale, która, jego zdaniem, kryła w swem łonie skarb.
— Teraz — zawołał, przypomniawszy sobie opowieść „Tysiąca i jednej nocy“: Sezamie, otwórz się.