Ten wysiłek uspokoił go. Zwolna zszedł na brzeg morza i zaczął pilnie oglądać upatrzoną skałę, by się zdecydować, gdzie ma uderzyć motyką, ażeby wytrysły z niej szmaragdy, brylanty, rubiny i posępne ametysty... najczystsze złoto, wreszcie.
Przypomniał sobie pouczenia Farji, jak do poszukiwań wziąć się należy.
I podniósł oczy w górę, jakby w błękitnych niebiosach pragnął zaczerpnąć natchnienia. Po chwili opuścił je, jakby istotnie jakiś duch świetlany oświecił go.
Śmiało przeszedł kilka kroków i pewną ręką uderzył w skałę, odwalając jej złomy.
Zauważył jednak, że skała jest niejednolita i że odwala kamienie nieznaną jakąś masą spajane. Usuwał warstwę za warstwą, podziwiając z jaką sztuką były ułożone.
Po półgodzinnej pracy wybił otwór dość głęboki i kilkanaście centymetrów szeroki. Pobiegł do drzewa oliwnego, odciął gałąź i starał się podważyć murowanie, lecz tu dało ono nadspodziewanie silny opór.
Opadły wtedy Dantesowi ręce. Lecz oczy jego padły w momencie tym na róg z prochem.
Uśmiechnął się na ten widok. Proch wysypał do chustki, następnie skręcił i natarł saletrą, z wydłużonych rogów jej robiąc lonty, wreszcie umieścił ją w wybitym otworze. Następnie ostrożnie zapalił jej najdłuższy róg i szybko ukrył się w załamie skały, która w chwilę potem zatrzęsła się cała, a następnie rozległ się ogłuszający huk.
Posypały się kamienie, a gdy wszystko się uspokoiło, Dantes ujrzał, iż tam, gdzie przed chwilą był mały otwór tylko, utworzyła się teraz przepastna otchłań.
Nie można było wątpić dłużej, była to pieczara!
Okrzyk radości wydarł się z jego piersi.
Nigdy wspanialszy rezultat nie uwieńczył podobnie szybko tak niewielkich usiłowań.
Po chwili odurzenia, Dantes jakby po schodkach wszedł w głąb groty. I znów ogarnęło go zdumienie. Zamiast ciemności spodziewanych, zamiast ciężkiego i zgniłego powietrza —
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.