LORD WILMOR.
Noc Dantes spędził u wejścia do swej jaskini, ze strzelbą w ręku.
Nastał dzień, którego wyczekiwał z utęsknieniem.
Gdy zabłysły pierwsze promienie słońca, udał się na skały i rozejrzał dookoła, lecz wyspa była jak i poprzednio pustynna i pustynne bez jednego żagla było morze.
Wtedy Dantes wrócił do groty, napełnił kieszenie złotem i drogimi kamieniami, następnie zasypał kufer ziemią, którą udeptał starannie, zarzucił kamieniami i mchem; gdy spełnił tę czynność, założył kamieniami otwór pierwszej groty a potem i drugiej; słowem zniszczył wszelkie ślady.
I zaczął oczekiwać na powrót „Młodej Amelji“. Lecz ta powróciła po tygodniu dopiero.
Gdy ujrzał kolegów, uścisnął im dłoń, oznajmił, iż czuje się nieco lepiej i że rana goi się szczęśliwie.
Z kolei i kontrabandziści zaczęli mu opowiadać swe przygody. Podróż udała im się doskonale; wprawdzie w powrotnej drodze ścigał ich statek strażniczy, lecz mu się wymknęli. To też żałowali ogromnie wszyscy, a zwłaszcza Jakób, że Dantes nie przyjmował w tej wyprawie udziału, a tem samem, że go ominęły zyski.
Dantes te wyrazy współczucia przyjmował wszelako ze stoicyzmem, uśmiechał się nawet leciuchno, mówiąc, że za to odpoczął.