Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedny — powiedział. — O widzisz, księże dobrodzieju, masz nowy dowód, że dobry Bóg jest dobry jedynie dla złych.
— A — mówił dalej z uniesieniem — coraz gorzej się dzieje na tym świecie! O, lepiej byłoby, ażeby przez 48 godzin spadały z nieba popiół i płomienie: niechby już raz skończyło się to wszystko!
— Z tego co mówisz, wydaje się, żeś kochał bardzo tego człowieka?
— Tak jest, kochałem go, aczkolwiek wyrzucam sobie, żem mu chwilowo zazdrościł szczęścia. Potem dopiero, przysięgam na zbawienie duszy, ubolewałem nad nieszczęściem, które go spotkało.
Nastąpiła chwila milczenia, w czasie której ksiądz ani na moment nie spuszczał wzroku z twarzy Kadrusa.
— Czy znałeś, ojcze, tego biedaka? — przerwał nakoniec milczenie oberżysta.
— Byłem przy jego łożu śmiertelnem.
— Na cóż umarł? – zapytał Kadrus głosem zdławionym.
— Na to, na co się umiera w więzieniu, w trzydziestym roku życia. Na więzienie samo. Najdziwniejszą rzeczą jest jednak to, że ów Dantes, umierając, przysięgał mi na krucyfiks, że nie jest mu wiadome, za co był uwięziony?
— To prawda, księże, to prawda!... On nic nie wiedział.
— I właśnie dlatego w chwili śmierci błagał mnie, bym poznał przyczyny jego nieszczęścia i przywrócił cześć jego pamięci, jeżeli została splamiona.
Zdawało się, że spojrzenie mówiącego chciało wniknąć w dno duszy słuchającego, ażeby się przekonać, jakie robią na nim wrażenie te słowa.
— Pewien anglik — ciągnął opowiadanie ksiądz — również niewinny, który siedział z owym Dantesem w więzieniu, a w czasie drugiego powrotu Burbonów został uwolniony, posiadał djament znacznej wartości. Wychodząc z więzienia djament ten pozostawił w darze Dantesowi, za to, iż ten go doglądał w chorobie.. Dantes nawet nie próbował przekupić nim dozorców, gdyż wiedział, iż byłoby to bezskuteczne, lecz