Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/009

Ta strona została uwierzytelniona.

— I pan-byś zapłacił?
— Gotówką!
Rzekłszy to, wyjął z kieszeni paczkę banknotów.
Radość błyskawicą zajaśniała na twarzy pana de Boville, powściągnął się jednak i rzekł:
— Sumienie moje nakazuje mi ostrzec pana, że możesz nie dostać nawet sześciu za sto.
— To już nie moja sprawa. Obchodzi to firmę, której jestem reprezentantem. Może domowi temu zależy na upadku firmy Morrela, jako konkurencyjnej? Może ją chce podtrzymać?... Tylko tyle powiedzieć mogę, że jestem gotów wypłacić panu tę sumę, jeżeli ustąpisz mi swe do niej prawa. Zastrzegam sobie jedynie komisowe.
— O, panie, nic słuszniejszego. Zwykłe komisowe sięga 2 procent od stu. Tutaj zażądać pan możesz choćby dziesięciu.
— Panie — odpowiedział anglik, znów śmiejąc się głośno — ja naśladuję moją firmę i nie szukam pobocznych dochodów. Komisowe, którego się domagam, jest zupełnie innej natury.
— Jakież jest więc ono? Słucham pana.
— Pan jesteś inspektorem więzień?
— Tak, od lat kilkunastu.
— Wykazy więzienne prowadzi pan zapewne?
— Oczywiście. Każdy wiezień ma swoje konto.
— Otóż powiedzieć panu muszę, iż byłem wychowany przez pewnego opata, który znikł nagle. Po latach dopiero dowiedziałem się, że był więźniem w twierdzy If i tam umarł. Pragnąłbym dowiedzieć się o nim kilku szczegółów.
— Jak się nazywał?
— Opat Faria.
— O, przypominam sobie! był warjatem. Utrzymywał, że jest właścicielem olbrzymich skarbów i z uporczywością godną lepszej sprawy ofiarowywał rządowi coraz to większe sumy za uwolnienie go.
— Biedak! dawno umarł?
— Coś w lutym bieżącego roku. Datę doskonale pamiętam, ponieważ śmierć opata została związana z innem zdarzeniem