napartych, a także wyspy Elby, która była ongi ostatniem państwem Napoleona.
Pewnego więc wieczora odczepił łańcuch przytrzymujący jego stateczek żaglowy w porcie Livorno, owinął się w szerokie zwoje swego płaszcza i ułożył do snu, dając rozkaz załodze:
— Na wyspę Elbę.
Stateczek opuścił port, jak ptak morski swe gniazdo, nazajutrz Franciszek znalazł się w Porto-Ferrajo.
D‘Epinay zwiedził wyspę, przyjrzał się każdemu śladowi pozostawionemu przez olbrzyma wieków i wrócił z powrotem na statek.
W dwie godziny potem znów stanął na lądzie w Pianosa, gdzie, jak mówiono, przelatywać miały nieprzeliczone stada czerwonych kuropatw.
Polowanie nie udało się wszelako. Myśliwy zdołał zabić zaledwie kilka sztuk, to też był w jak najgorszym humorze. Zły, wsiadł na statek i kazał płynąć dalej.
— Gdyby pan hrabia życzył sobie tego, to mógłby mieć wyborne polowanie — odezwał się dowódca statku.
— I gdzież to?
— Czy widzi pan tę plamę na morzu? Jest to wyspa Monte Christo, tamby można doskonale zapolować.
— Phii... nie mam pozwolenia na polowanie tam.
— Nikogo o pozwolenie prosić nie potrzeba. Ta wyspa jest zupełnie pusta, nikt na niej nie mieszka.
— Cóż znowu? Jakżeby to być mogło, aby jakaś wyspa na Morzu Śródziemnem nie miała właściciela?
— A jednak tak jest. I jest to zupełnie naturalne, panie hrabio. Wyspa ta jest bowiem skupiskiem kilkunastu nagich skał i nic ponadto.
— Do kogóż ta wyspa należy?
— Do Toskanji.
— I jest tam jakaś zwierzyna?
— Tysiące dzikich kozłów.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.