zgodził na darowanie Alemu ręki i głowy, pod warunkiem jednak, że nigdy jego noga nie postoi na ziemiach Tunisu. Zakaz taki był zresztą najzupełniej zbędny, bo niech tylko ten niewierny zdala spostrzeże brzegi Afryki, kryje się natychmiast jak najstaranniej na samym spodzie okrętu, tak, że go stamtąd wywabić nie sposób.
Gdy Sindbad skończył swą opowieść, d‘Epinay rozważać zaczął, co ma sądzić o tej dobrotliwości?
Lecz nie poruszył tego tematu, zapytał natomiast:
— Czy pan spędzasz życie na ciągłych podróżach, jak ów zacny marynarz, którego imię nosisz?
— Prawie, uczyniłem ślub bowiem w czasie, gdy bardzo wątpiłem, ażebym go mógł wypełnić kiedykolwiek, że nie przestanę nigdy poszukiwań, że będę ruchliwy bez wytchnienia! O!... uczyniłem wtedy parę innych jeszcze ślubowań i mam nadzieję, że je wypełnię wszystkie.
Słowa te Sindbad wymówił głosem chłodnym i ugrzecznionym, w oczach mignęła mu dzika błyskawica.
— Musiałeś pan wiele przecierpieć w życiu? — zagadnął d‘Epinay.
Sindbad zadrżał i spojrzał nań badawczo.
— Z czego to pan wnioskujesz?
— Ze wszystkiego. Z twego, panie, głosu, spojrzenia, bladości twarzy... trybu twego życia wreszcie.
— Ja, mój panie, prowadzę najszczęśliwsze życie, jakie tylko sobie można wyobrazić. Żyję jak basza. Jestem absolutnym panem swoich czynów. Zamieszkuję tam, gdzie zapragnę; na morzu, na lądach lub pod ziemią. Jeśli się gdzie nudzę — wyjeżdżam. Jestem wolny jak ptak. Ludzie pozostający na mych usługach są posłuszni każdemu memu skinieniu. Gdy mi kaprys taki przyjdzie, — bawię się sprawiedliwością ludzką, a nawet z niej sobie żartuję: wyrywam bandytę z rąk kata, ukrywam korsarza, którego ona ściga. Jestem najwyższym wymiarem sprawiedliwości. Gdybyś pan spróbował mojego sposobu życia, nie chciałbyś już innego, nie zajrzałbyś już
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.