striniego, u którego miał, jak już o tem wspominaliśmy, zamówiony apartament, co było zadaniem nie tak znów łatwem, ponieważ tłumy ludu zalegały wszystkie ulice.
Rzym wrzał bowiem cały ruchem gorączkowym, poprzedzającym zawsze wielkie chwile w jego życiu. Zaś chwilami tymi są: Karnawał, Wielki tydzień, Boże Ciało i dzień Ś-go Piotra. W pozostałych dniach roku Wieczne Miasto zaledwie oddycha, jest prawie martwe.
W hotelu zaraz na wstępie, przywitano go brutalnością i wymysłami, które są już właściwe wszystkim oberżystom no i dorożkarzom. Wypychając go za drzwi wołano, że niema ani jednego miejsca.
Nie było żadnej innej rady, jak z przedsionka posłać swe bilety wizytowe nietylko Morcefowi, ale również i panu Pastriniemu.
To poskutkowało, pan Pastrini przybiegł natychmiast, przepraszając za nieporozumienie, przyczem głośno wykrzyczał portjera i hotelowych. Poczem wyrzucił napastującego d‘Epinay‘a cicerona i wprowadził przybyłego do hotelu, gdzie spotkali, biegnącego również na ratunek, Morcefa.
Apartament dwóch przyjaciół składał się z dwóch znośnych pokoi sypialnych i wspólnego salonu, okna którego wychodziły na ulicę, co było szczegółem nader ważnym, za który pan Pastrini kazał sobie sowicie zapłacić.
Pozostałe pokoje pierwszego piętra zajęte były wszystkie przez jednego gościa, jakiegoś wielkiego najwidoczniej bogacza z Sycylii, czy też z Malty.
— Wszystko to dobrze, panie Pastrini najzacniejszy, nam jednak przydałaby się teraz bardzo kolacja. Trzebaby też zamówić jakiś powóz na jutro i na dni następne.
— Kolację dostaniecie panowie natychmiast. Co się jednak tyczy powozu...
— Co takiego? — zawołał Morcef — powozu mielibyśmy nie mieć?! Proszę sobie z nas nie żartować.
— Postaram się zrobić wszystko, co tylko będzie w mej mocy. Odpowiedź dać będę mógł dopiero jutro rano.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.