Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
BANDYCI RZYMSCY.

Nazajutrz, pierwszy obudził się d‘Epinay i zaraz zadzwonił.
Jeszcze dźwięk dzwonka nie przebrzmiał w przestrzeni, gdy zjawił się sam pan Pastrini.
— A co — zawołał, nie czekając nawet na zapytanie — nie mówiłem? Niema już w całym Rzymie ani jednego wolnego powozu, szczególnie na trzy dni ostatnie.
— O co idzie? — zapytał Morcef wchodząc — niema może powozu?
— A niema, mój drogi.
— Otóż to mi wasze piękne, okrzyczane Wieczne Miasto! Musimy jednak mieć choć okno własne na ten czas.
— W którem miejscu?
— Na via del Corso.
— O, to będzie bardzo trudno! — zawołał pan Pastrini — bardzo trudno! Było jeszcze jedno okno wolne, na piątem piętrze, w pałacu Doria, ale wynajął je jakiś książe rosyjski za sto dukatów.
Młodzi przyjaciele spojrzeli na siebie zdumieni.
— Wiesz co, kochany Albercie — powiedział d‘Epinay — jeżeli tutaj są takie warunki zabawy, to czy nie byłoby lepiej, abyśmy pojechali na zapusty do Wenecji?
— Nie, za nic — odpowiedział Morcef — postanowiłem sobie zobaczyć rzymski karnawał i zobaczę go.