Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

Kukumetto poszedł szybko naprzód, Karlini wszelako zatrzymał się na chwilę nad pozostającą ciągle w omdleniu Ritą, nachylił się nawet nad nią, lecz bardzo szybko wyprostował się i równym już krokiem, nie oglądając się, podążył do ogniska, przy którem stanął prawie jednocześnie z wodzem.
Na ich widok, banda zakrzyczała jednym głosem.
— Ciągnąć losy! Ciągnąć losy!
Oczy tych ludzi błyszczały dzikim głosem rozbestwienia i żądzy, a czerwone płomienie ogniska czyniły ich wygląd jeszcze straszliwszym.
Żądanie ich było zgodne z prawami band zbójeckich, wódz przeto skinieniem głowy dał znak, że się zgadza.
Włożono imiona ich, nie wyłączając Karliniego, do kapelusza, a wtedy najmłodszy z szajki zaczął ciągnąć losy.
Na pierwszej kartce było wypisane imię Diavolacca, tego samego, który przed chwilą wzniósł rozpustne zdrowie. Rity i Kukumetta.
Gdy usłyszał swe imię, porwał się od ogniska, jak wilk rozjuszony i tem ohydniejsze robiący wrażenie, iż z przeciętej skroni spływała mu krew.
— Wodzu! — zawołał głosem, jakim wyją szatani w dni sabbatu — przed chwilą Karlini nie chciał wypić twego zdrowia, każ mu więc wypić teraz za moje!
Wszyscy spojrzeli na Karliniego, spodziewając się, że wybuchnie straszliwym gniewem, ale ku ogólnemu zdziwieniu ujął podaną mu pełną szklankę, a potem zawołał czystym i spokojnym głosem;
— Zdrowie twoje, Diavolacco!
I wychylił do dna szklanicę. A potem, siadając u ogniska, zapytał wesoło:
— Gdzież jest moja porcja? Nabiegałem się nie na żarty i jestem głodny jak wilk.
Na widok tego spokoju bandyci zawołali:
— Brawo Karlini! Oto co się nazywa żyć w zgodzie i po bratersku!
Diavolacco zniknął tymczasem.