porzućmy więc grzeczności, zwłaszcza że jeżeliś się spóźnił nawet, to nie ze swej winy z pewnością.
— Wasza ekscelencja, jak zwykle, zdołała przeniknąć prawdę. Przychodzę właśnie z zamku św. Anioła, gdzie po przezwyciężeniu bardzo dużych dopiero trudności udało mi się rozmówić z Beppem.
— Cóż to za Beppo?
— Beppo jest starszym urzędnikiem we wspomnianem więzieniu, któremu postarałem się coś do ręki wcisnąć, aby mnie zechciał powiadomić, co się też we wnętrzu zamku Jego Świątobliwości dzieje?
— Aha!... Widzę, że bardzo roztropnie sobie poczynasz. I czegóż się dowiedziałeś?
— We wtorek odbędą się dwie egzekucje, jak zazwyczaj w Rzymie przed większemi uroczystościami. Jeden ze skazanych ma być łamany kołem; lecz jest to nędznik nie zasługujący na żadną litość, zabił kapłana, który był jego dobroczyńcą. Drugi ma być ścięty. Ten ostatni — to biedny Peppino.
— No, i ta kara jest chyba uzasadniona. Twoja potęga zbyt staje się groźna, by Rzym nie zapragnął mścić się.
— Ależ Peppino nie należał do mej bandy. Toć to pasterz, całą winą, że nam dostarczał żywności.
— To wystarcza chyba. Zresztą, mój kochany, mają dla niego względy; nie będzie torturowany, co ciebie kiedykolwiek może spotkać, o ilebyś wpadł w ich ręce, lecz mu tylko poprostu utną głowę. Z tonu twego wnioskuję jednak, że masz zamiar zrobić jakąś niedorzeczność?
— Jestem przygotowany na wszystko, byle tylko nie dopuścić do egzekucji tego biedaka, który dzięki mnie wpadł w takie nieszczęście.
— Cóż zamierzasz zrobić?
— Postawię kilkuset ludzi dokoła szafotu, a gdy prowadzić będą mego Peppina na miejsce kaźni, skoczę ze sztyletami na czele mych ludzi i odbiję delikwenta.
— Niebezpieczny to projekt. Myślę, iż mój sposób działania byłby lepszy. Ot dałbym pewnej osobie dwa tysiące piastrów,
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.