Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

się o naszym związku, mógłbym stracić w świecie tym swój kredyt. Świat jest zawsze niesprawiedliwy.
— A więc żegnam waszą ekscelencję.
Po tych słowach przyjaciel znikł jak cień, zdawało się, że wniknął w mury i przepadł w nich jak mara.
Nieznajomy odszedł również, ocierając się nieomal o d‘Epinaya, który czas dłuższy myślał o tem, co usłyszał.
Następnie odnalazł Alberta i obydwaj w parę minut potem wracali do hotelu.
Morcef był pełen zachwytu i w gorących słowach wyrażał swój podziw, d‘Epinay zbywał go jednak monosylabami. Wszystkie jego myśli krążyły dookoła nieznajomego, gdyż uporczywie zdawać mu się zaczęło, iż ów tajemniczy nieznajomy nie był nikim innym, jak Sindbadem żeglarzem, którego poznał w podziemiach Monte-Christo.
Zdarzenie to odebrało Franciszkowi cały spokój, do tego nawet stopnia, że pozostawał w domu, pozwalając Albertowi, by samotnie zwiedzał miasto.
Zaś Morcef z tego korzystał.
Dążył tam zwłaszcza, gdzie miał nadzieję, że mu się zdarzy jakaś miłosna awanturka. Bo bez tych, jak prawdziwy paryżanin, żyć poprostu nie mógł. Na nieszczęście jednak, wszystkie spotykane Wenecjanki i Neapolitanki były nieodmiennie wierne swym kochankom, czy mężom, tak, że Albert nic zrobić nie mógł.
Wszystkie swe dotychczasowe niepowodzenia Albert miał nadzieję odbić sobie podczas karnawału w Rzymie, zwłaszcza wobec jego reputacji, iż jest on najbardziej szalonym ze wszystkich karnawałów w świecie.
Narazie, przed jego rozpoczęciem, badał teren, zwiedzając wszystkie miejsca zabaw, a w pierwszym rzędzie teatry i kawiarnie.
Po dniu, w którym przyjaciele nasi zwiedzili Kolizeum, Morcef, wystrojony jak najwyższej krwi dandy, był w teatrze na operze. Towarzyszył mu Franciszek.