W rzeczy samej służący, spostrzegłszy d‘Epinay‘a, zbliżył się do niego.
— Jaśnie panie — rzekł — właściciel hotelu Angielskiego zawiadamia, że czeka tam na pana jakiś człowiek z listem od hrabiego Morcefa.
— Cóż to za człowiek? Dlaczego nie przyniósł listu tutaj?
— Nic więcej nie jest mi wadome. Służący hotelowy to tylko polecił mi powiedzieć i zaraz się oddalił.
— O!... zawołała hrabina — wszystko to wygląda bardzo podejrzanie. Spiesz pan, biednego młodzieńca spotkał niewątpliwie jakiś wypadek.
— Pojadę natychmiast, rzecz prosta.
— Ale pan powrócisz, by nam opowiedzieć, co się tam stało?
— Naturalnie, jeżeli tylko zdarzenie okaże się bez znaczenia. W prezciwnym bowiem razie nie mógłbym uczynić tego, w tej chwili nie wiem jeszcze, co czynić wypadnie.
D‘Epinay, po wymówieniu słów tych, pożegnał hrabinę i spiesznie wybiegł z sali.
Gdy d‘Epinay zbliżał się już do hotelu, spostrzegł jakegoś człowieka, stojącego na środku ulicy i wpatrującego się w okna hotelowe. Nie wątpił, że jest to właśnie ów posłaniec, zbliżył się więc do niego, a wtedy ten, nie pytany, odrazu pierwszy zapytał:
— Czy pan jesteś baronem Franciszkiem d‘Epinay?
— Tak jest.
— Zatem list ten jest do waszej ekscelencji. Zapewne będzie odpowiedź, na którą tutaj zaczekam.
— Dlaczego tutaj?
— Dowiesz się pan o tem, po przeczytaniu listu.
D‘Epinay nic już nie odpowiedział i wszedł z listem do hotelu, gdzie na schodach spotkał pana Pastriniego.
— Czy pan już widziałeś tego człowieka, który przybył do pana z listem od hrabiego Morcefa? — zaptyał gospodarz z niepokojem.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.