— Drogi panie Pastrini, czy hrabia jest u siebie?
— Jest. Tylko co powrócił.
— Może się jednak położył.
— Bardzo wątpię.
— Zechciej więc zajść do niego z zapytaniem, czyby nie raczył mnie przyjąć?
Pan Pastrini pobiegł natychmiast i po bardzo krótkiej chwili powrócił z tem, że hrabia oczekuje.
D‘Epinay udał się więc do hrabiego, a gdy go zobaczył — bez jednego słowa podał mu list Morcefa do przeczytania.
— A... — zawołał hrabia, po przeczytaniu go. — Przykre zakończenie karnawału! Czy masz pan do rozporządzenia żądaną sumę?
— Właśnie że nie. Brakuje mi ośmiuset piastrów.
Hrabia podszedł do biurka, otworzył je i wysunął szufladę pełną złota.
— Spodziewam się — rzekł — że mi pan nie zrobisz tej krzywdy, abyś się udawał z prośbą o pożyczkę do kogo innego.
— Widzi pan, że właśnie udałem się wprost do niego.
— Za co bardzo dziękuję — rzekł hrabia, gestem zapraszając d‘Epinay‘a, by z szuflady zaczerpnął tyle, ile jest mu potrzeba.
— Czy jednak jest to bezwzględna koniecznością, by posłać temu Luigiemu Wampie żądaną sumę?
— Zaiste, osądź pan sam. Dopisek tego tam pana jest wyraźny.
— Ja myślę jednak, że może dałoby się uniknąć tego, gdybyśmy tak we dwóch udali się do tego bandyty?... On by tego napewno nie odmówił panu.
— Mnie? A jakiż ja mogę mieć wpływ na niego?
— Czyż nie wyświadczyłeś mu przysługi, której on przyrzekł nie zapomnieć nigdy?
— Ja, jemu? Jakąż to przysługę wyświadczyć miałem bandycie temu?
— Czyż nie ocaliłeś pan życia Peppinowi?
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.