Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy po kawalersku? Nie chciałbym bowiem narazić pana na jakieśkolwiek nieprzyjemności?
— Mieszkam w domu mego ojca, w oddzielnem jednak zupełnie skrzydle.
— A więc dobrze.
Hrabia otworzył notatnik i zapisał: ulica Helder Nr. 27, dn. 21 maja, godzina jedenasta rano.
— A teraz bądź pan spokojny, pański zegarek nie będzie punktualniejszy ode mnie.
— Czy zobaczymy się jeszcze przed moim odjazdem panie hrabio?
— To zależy od okoliczności. Kiedy pan opuszcza Rzym?
— Jutro, o godzinie piątej wieczorem.
— W takim razie już się tutaj nie zobaczymy. Dziś bowiem przed wieczorem jeszcze wyjeżdżam do Neapolu i dopiero w niedzielę będę z powrotem. A pan, panie d‘Epinay, pan również wyjeżdżasz?
— Tak, do Wenecji. Ze dwa lata jeszcze zabawię we Włoszech.
— To nie będziemy się widzieli w Paryżu?
— Obawiam się, że nie, niestety.
— A więc życzę panom szczęśliwej podróży — rzekł hrabia, żegnając przyjaciół podaniem ręki.
Gdy młodzi ludzie wrócili do siebie, d‘Epinay zachowywał tak chmurne milczenie, że to wreszcie zwróciło uwagę Morcefa.
— Cóż jesteś taki nie w humorze? — zapytał.
— Wiesz co, ten hrabia jest tak niezwykłym człowiekiem, że z niepokojem patrzę na te jego odwiedziny u ciebie w Paryżu.
— A to z jakiego powodu?! Jesteś szalony, Franciszku drogi!
— Myśl sobie o mnie, co chcesz. Jednak takie jest moje mniemanie.
— Zauważyłem to już dawno, że względem hrabiego zachowywałeś się zawsze z rezerwą. Gdy on okazał nam tyle życzliwości. Czy masz co przeciwko niemu?