je, którzy palą, gwałcą i rabują. Cóż sadzisz o zażyłości hrabiego z tego rodzaju ludźmi?
— Sadzę, mój drogi, że temu wpływowi, być może, zawdzięczam życie. Nie do mnie należy przeto sąd w tej sprawie. Pozwól i daruj, że go tłumaczę z zarzuconych mu występków; zaś robię to nietyle może dlatego, że mi ocalił życie, bo to może przesadzone, lecz dlatego, że mi tak odrazu i życzliwie pospieszył z pomocą.
— Ale jaki kraj jest tego hrabiego ojczyzną? Jakie jest źródło tych jego bogactw, gdzie jest jego rodzina?...
— Mój drogi! Po otrzymaniu mego listu, uznałeś za niezbędne użyć wpływów hrabiego, powiedziałeś: „mój przyjaciel Albert de Morcef jest w niebezpieczeństwie, pomóż mi pan go wyratować“... Czyż nie tak?
— Tak.
— Czy wówczas on cię zapytał: „kto jest ten pan Morcef?... Jakie jest pochodzenie jego nazwiska? Skąd jego majątek?“ Czy pytał cię o to wszystko? Powiedz?
— Nie, nie pytał o to.
— Tylko poszedł, ażeby mnie wyrwać z rąk Wampy. A więc, gdy on za taką przysługę żąda ode mnie tego, co się robi codzień dla Bóg wie skąd przybyłego cudzoziemca, przez Paryż przyjeżdżającego, — ty chcesz, abym mu odmówił? Szalony jesteś chyba!
Wyznać trzeba, iż wbrew zwyczajowi, słuszność tym razem była po stronie Alberta.
— Ha!... powiedział d‘Epinay z westchnieniem — rób co uważasz za właściwe, mój drogi vice-hrabio. Przyznaję, że wszystkie twe wywody mają pozory słuszności; nie zechcesz przeczyć jednakże, że hrabia Monte Christo jest człowiekiem tajemniczym i dziwacznym.
— Hrabia Monte Christo jest oryginałem, przyznaję to. Jest jeszcze na dużą miarę filantropem — i to go właśnie czyni niezwykłym w ludzkich oczach. I myślę, że jedzie do Paryża w tym celu jedynie, ażeby tam uzyskać nagrodę Mont-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.