— Ale dwa miljony! To ma swoją wagę.
— Dwa miljony?... Jest to kapitał spółkowy teatru na przedmieściach, albo drogi żelaznej w ogrodzie botanicznym.
— Pan Chateau Renaud, pan Maksymiljan Morrel — zaanonsował pokojowiec.
— A więc już jesteśmy wszyscy — zawołał Beauchamp — siadajmy zatem do stołu, bo, jeżeli się nie mylę, tylko na dwie osoby oczekiwałeś, Albercie?
— Marrel... szepnął Morcef zdziwiony, nie odpowiadając Beauchampowi — Morrel?... co to znaczy?
Lecz zanim zdołał zebrać myśli, Chateau Renaud, piękny mężczyzna, lat około trzydziestu, szlachcic od stóp do głowy, to jest wyglądem Guicha, a dowcipem Montemorta, ujął go za rękę i rzekł:
— Pozwól mój drogi, bym ci przedstawił kapitana spahisów, pana Maksymiliana Morrela, mojego przyjaciela, więcej nawet, bo mego wybawcę. Proszę cię więc, byś zechciał powitać go uprzejmie.
Czytelnicy nasi poznali już młodzieńca tego w Marsylji, w okolicznościach silnie dramatycznych i zapewne nie zapomnieli go jeszcze. Bogaty mundur nawpół francuski, nawpół wschodni, wybornie zrobiony, pięknie zarysowywał jego pierś szeroką, ozdobioną krzyżem legji honorowej.
Młody oficer skłonił się z ujmującą grzecznością.
— Panie — odezwał się Morcef — pan baron Chateau Renaud bez wątpienia wiedział, jak wielką mi sprawi przyjemność, dając możność poznania pana. Jesteś jego przyjacielem, zechciej być i moim.
— Doskonale — zawołał Chateau Renaud, życzę ci tylko, vice-hrabio, by na wypadek nieszczęścia mógł ci on pospieszyć z taką pomocą, jakiej ja doznałem.
— Cóż to było takiego?
— Drobnostka, o której mówić nie warto.
— Jakto, nie warto mówić? — zaoponował Chateau Renaud — czyż życie ludzkie nie jest warte tego, by je ocenić? Zaiste, zbyt filozoficznie pojmujesz to, mój drogi Morrelu!
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.