Monte Christo z pełnym szacunku ukłonem zwrócił się do niej, opuściła rękę i niewiadomo z jakich przyczyn wsparła się nią o drzwi złocone.
— Cóż to jest, Boże mój! hrabino — zapytał hrabia Morcef — co ci się stało?
— Czy jesteś cierpiącą, matko? — zawołał z niepokojem w głosie Albert, podchodząc do Mercedes.
— Bynajmniej — odpowiedziała, rzucając synowi spojrzenie gorącego uczucia, nie jestem słaba, tylko na widok tego, który ocalił mi syna, uczułam się mocno wzruszona. Panie — rzekła następnie, zbliżając się wspaniałym, jakby królewskim krokiem do hrabiego Monte Christo, — winnam ci życie mojego syna i błogosławię cię za ten czyn twój szlachetny. I dziękuję z głębi serca.
Monte Christo skłonił się raz jeszcze z wielkiem uszanowaniem, przyczem twarz miał zbielałą bardziej jeszcze, aniżeli hrabina.
— Pani... wynagradzacie mnie za mój czyn nader nikły.
Na te słowa, wymówione głosem słodkim i zlekka drżącym, hrabina Morcef odpowiedziała również tonem o cieplejszem zabarwieniu.
— Jestem bardzo szczęśliwa, wierzaj mi, hrabio, że syn mój znalazł w panu przyjaciela, za co gorące składam Bogu dzięki.
Po wygłoszeniu słów tych, Mercedes, z wyrazem nieskończonej wdzięczności podniosła ku niebu swe piękne oczy, w których jak djament szkliły się łzy.
Tę tkliwą scenę przerwał szorstko hrabia Morcef.
— Hrabino — rzekł do żony — przepraszałem już hrabiego, że go muszę opuścić, zechciej również i ty także przeprosić go za mnie raz jeszcze. Posiedzenie w Izbie oddawna jest jednak już otwarte, a ja jestem zapisany do głosu jako jeden z pierwszych.
— Idź, hrabio, starać się będę, by nasz gość nie znudził się u nas. Panie, — rzekła Mercedes następnie, zwracając się do
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.