Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
BERTUCIO.

Po upływie sześciu zaledwie minut hrabia znalazł się już u siebie; przez ten czas widziało go zaledwie kilkunastu z młodzieży, znających dobrze cenę pięknej uprzęży. Obejrzeli oni dokładnie ekwipaż, wyciągniętym kłusem pędzący i osądzili, że każdy koń był wart conajmniej piętnaście tysięcy ranków.
Ali wybrał na mieszkanie dla hrabiego dom położony po prawej stronie pól Elizejskich. Był to zresztą pałac raczej, położony wśród obsezrnych ogrodów; przed pałacem znajdował się olbrzymi klomb, który okrążać musiały zajeżdżające powozy.
Pałac zupełnie odosobniony, miał dwa wjazdy, jeden od pól Elizejskich i drugi dla służby, od ulicy Ponthieu.
Zanim stangret zdołał krzyknąć na oddźwiernego, już żelazna ze złoceniami krata zaskrzypiała na zawiasach i hrabia znalazł się natychmiast otoczony liczną i baczną służbą, gotową na każde jego skinienie.
Przed bogatym przedsionkiem, po objechaniu klombu, powóz się zatrzymał i na czele dwóch lokajów przyjął pana domu Ali, który z niewypowiedzianą radością uśmiechał się do hrabiego, szczęśliwy, że jego długa rozłąka z panem już się skończyła.
Gdy hrabia wysiadł z powozu, stanął przed nim jeszcze jeden mężczyzna, czarno i poważnie ubrany, kłaniający się nisko na powitanie.
— Dzień dobry ci, panie Bertuccio — rzekł doń Monte Christo — notarjusz już jest?