Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, idziemy! — powiedział hrabia rozkazującym tonem, udając, że nic nie spostrzega.
— Nie, panie hrabio!... Nie mogę... zawołał Bertuccio, stawiając na murze latarnię — ani kroku nie pójdę dalej! Nie mogę!
— Dlaczego? — zapytał Monte Christo.
— Pan hrabia widzi... To jest zupełnie zbędne... Kto chce kupić dom na wsi, nie kupuje go w Auteuil... A i ulice są ładniejsze od alei Fontaine...
I tak dalej mówił Bertuccio bez związku. — Lecz w końcu oprzytomniał i głosem już pewniejszym zawołał, załamując ręce:
— O panie hrabio... Dlaczegóż ja wszystkiego panu przedtem nie powiedziałem?! Nie wymagałby pan wtedy ode mnie z pewnością, bym tutaj z panem przychodził! Lecz czyż ja mogłem przypuścić, że pan akurat ten właśnie dom kupi, w którym popełniono morderstwo!
— Co!... zawołał Monte Christo, zatrzymując się nagle — co za straszne wypowiedziałeś słowa! Co za imaginacja! Ale dosyć z tem, weź do ręki latarnię, to się przejdziemy po ogrodzie. Przy mnie możesz się nie lękać widziadeł.
Bertuccio, nie pytając się, skierował swe kroki na prawo.
— Mój Bertuccio, — zaoponował hrabia — z jakiej racji mamy chodzić alejami, gdy klomby są tak zaniedbane? Pójdziemy sobie murawą, ot prosto do tej grupy drzew.
Doszedłszy do nich, Monte Christo stanął i zobaczył wtedy, że intendent nie podążył za nim. Nietylko nie uczynił tego, lecz nawet, z oddali, zawołał:
— Oddal się stamtąd, panie hrabio, oddal się, błagam cię o to, bo już się zbliżasz do tego miejsca.
— Do jakiego znów miejsca, Bertuccio?
— Do miejsca, na którem... on zginął.
— Mój kochany Bertuccio — zawołał, śmiejąc się, Monte Christo — opamiętaj się i przyjdź do siebie.
— Panie, oddal się stamtąd, oddal się! Błagam cię o to i zaklinam.