przestępstwo polityczne, dał mu kamień ten za to, iż Dantes, w czasie choroby anglika, troskliwie go pielęgnował, opiekując się nim, jak synem. Anglik był szczęśliwszy, bo wyszedł na wolność, zaś biedny Dantes umarł w więzieniu nie ujrzawszy świata i nam zostawił ten brylant właśnie i zobowiązał zacnego kapłana, który go na śmierć przygotowywał, ażeby go nam doręczył. Kapłan ów zacny dopełnił tego zlecenia.
— Tak, zupełnie to samo i tamten gadał — zamruczał do siebie jubiler — jest więc bardzo możliwe, iż cała ta historja jest prawdziwą, aczkolwiek z pozoru bajką się wydaje. Chodzi więc teraz tylko o cenę, boć przecie nie mogę tym ubogim ludziom wypłacić całej istotnej wartości kamienia!
— Więc co chcecie państwo za ten kamień? — zapytał głośno.
— Jakto?... czyśmy się już nie zgodzili na cenę? — zawołał Kadrus, wychodzący właśnie z piwnicy, z butelką wina w ręku. — Przecież pan już przyobiecałeś mi dać 50.000 franków?
— Ależ to jakieś nieporozumienie! Ja dawałem 40.000 jedynie.
— Co, czterdzieści tysięcy? — zawołała Karkontka — upewniam pana, że na cenę tę nigdy się nie zgodzimy. Zacny ksiądz zapewniał nas, że brylant, bez oprawy, która też ma swą cenę, jest wart 50.000 franków.
— Jakże się ten ksiądz, rozdający po oberżach brylanty, nazywał?
— Ksiądz Bussoni.
— Więc to cudzoziemiec?
— Włoch z okolic Mantui, jak się zdaje.
— Proszę mi pokazać raz jeszcze ten klejnot. Muszę ściślej ocenić jego wartość, zanim zgodziłbym się wziąć go ostatecznie.
Wtedy Kadrus dobył z kieszeni maleńkie pudełeczko, otworzył je i podał pierścień jubilrowi.
Kamień, panie hrabio, był wielkości laskowego orzecha i przypominam sobie doskonale, jak na jego widok chciwością rozbłysły oczy Karkontki.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.