istotnie niskich, nikczemnych może nawet. Poprostu lękałem się, że oddając dziecię, zostanę schwytany i ukarany śmiercią za zabójstwo. A ja tak chciałem żyć! O, nie jestem godzien mego brata, to był naprawdę człowiek mężny i bohaterski.
Bertuccio zakrył twarz rękoma. Monte Christo wlepił weń wtedy wzrok pełen siły i badawczy.
Po chwili rzekł Monte Christo głosem uroczystym:
— Zanotuj dobrze w swej pamięci, Bertuccio, słowa, które zawsze miał na ustach ksiądz Bussoni: „wzsystkie boleści, najkrwawsze, koją się wreszcie pod wpływem czasu, zanikają w mgle oddalenia“.
A teraz, panie Bertuccio, pozostaw mnie samego. Chciałbym się przejść po tym ogrodzie samotny. Od ciebie bowiem się dowiedziałem, że ten dom i ten ponury ogród są pełne mar i widziadeł. Umarli mieszkają tutaj. Stare zaś kroniki uczą, że zmarli, w przeciągu sześciu tysięcy lat nie wyrządzili tyle złego, ile w jednym dniu żywi wyrządzają!
Idź więc mój Bertuccio, i śpij spokojnie.
— Jeżeli spowiednik twój, ksiądz Bussoni, nie rozgrzeszy cię w twej uroczystej chwili, — mnie przywołaj, a wtedy, jeśli żyć będę, wynajdę dla ciebie słowa, które ukoją i ukołyszą twą duszę, odlecieć mającą w tę wielką, bez kresu podróż, która nazywa się wiecznością.
Bertuccio skłonił się hrabiemu i oddalił się — cichy, smutny, ale i pokrzepiony na duszy.
Monte Christo pozostał sam. Po dłuższej chwili bezruchu i milczenia, zaczął mówić do siebie cicho:
— Tu, pod tym klombem, miał być grób, tutaj drobne ciałko nowonarodzonego dziecięcia zostało złożone. Tam oto, znajdują się drzwiczki, przez które wpadł zbrodniarz, rzucający do grobu żywe dzieciny... Notatek robić nie potrzeba, któżby był zdolen zagubić je w pamięci?!...
I hrabia zmierzywszy jeszcze parokrotnie krokami ogród, wsiadł bez słowa do powozu. Bertuccio, nie chcąc przerywać zamyślenia hrabiego umieścił się na koźle.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.