Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

swych apartamentów, do którego polecił wprowadzić hrabiego Monte Christo, na wypadek gdyby ten przybył.
I hrabia był istotnie zdumiony, gdy ujrzał porozwieszane w salonie nieudolne kopie Albana i Fottora, które, jak się zdaje, uchodzić chciały za oryginały. Zdziwiony był również obfitością złoceń, które aż kapały z mebli i sufitu.
Na bardzo głośny krok barona przy wejściu, hrabia Monte Christo się odwrócił.
Danglars wtedy lekkiem skinieniem głowy powitał przybyłego i dał znak, by ten usiadł na krześle złoconem, a obitem białym atłasem, również przetykanym złotem.
Hrabia w milczeniu zajął wskazane miejsce.
— Czy mam zaszczyt mówić z panem Monte Christo? — zapytał Danglars.
— A ja czy mam honor widzieć przed sobą pana barona Danglarsa, kawalera Legji honorowej i członka Izby deputowanych?
Monte Christo wypowiedział wszystkie tytuły, wypisane na karcie wizytowej Danglarsa.
Danglars uczuł przycinek i zagryzł wargi.
— Zechce mi pan darować — rzekł — iż nie wymieniłem tytułu: wiadome jest jednak panu niewątpliwie, iż żyjemy pod rządem gminowładnym, a także, iż ja jestem reprezentantem tego właśnie ludu.
— I dlatego właśnie — odpowiedział Monte Christo — utrzymujesz pan zwyczaj tytułowania się baronem, nic nie chcąc wiedzieć o tem, iż inni są hrabiami.
— O, ja bardzo mało dbam o swój tytuł — odpowiedział Danglars niedbale — mianowali mnie baronem i zrobili kawalerem Legji honorowej, za pewne wyświadczone przysługi, ale...
— Ale pan, panie baronie, zrzekasz się tytułów tych, jak ongi zrzekli się ich Montmorency i Lafayette?... Piękne jako wzór wziąłeś sobie przykłady...
— No, ja nie tak zupełnie się ich zrzekłem — odpowiedział z widocznem zakłopotaniem Danglars — pojmiesz pan... dla służby... jest to...