Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwolisz, panie hrabio, bym mogła odpowiednio wynagrodzić twego sługę.
— Pani — odpowiedział Monte Christo — proszę mi nie psuć mego Alego ani datkami, ani pochwałami nawet. Ali nie jest zresztą sługą, lecz moim niewolnikiem.
— Jednak narażał on swe życie?
— I ja również wyrwałem go z objęć nieuchronnej śmierci — odpowiedział hrabia — należy on teraz do mnie bezspornie.
Pani de Villeort zamilkła. Z podziwem spoglądała i badała wzrokiem tego człowieka, który na wszystkich tak silne robił wrażenie.
W czasie tej chwilowej przerwy w rozmowie, hrabia miał sposobność lepiej się przyjrzeć dziecku, które matka nieprzerwanie okrywała pocałunkami.
Chłopczyk był nikły, blady i anemiczny. Oczy miał niebieskie, zaś włosy czarne, opadające lokami na wypukłe czoło i na ramiona. Był ładny, oczy jego wszelako rzucały spojrzenia złe i pełne przebiegłości. Odpychające wrażenie sprawiały również jego usta wąskie i zaciśnięte. Budowa jego wskazywać się zdawała, że ma lat siedem conajwyżej.
Zniecierpliwiony pieszczotami matki, wyrwał się z jej objęć i podbiegł do stolika, na którym hrabia postawił flakonik z eliksirem i, nie pytając nikogo o pozwolenie, jak dziecko, któremu zawsze pozwalają na wszystko — otwierać zaczął flaszeczkę.
— Ostrożnie, moje dziecię, niektóre z lekarstw, znajdujących się w tem pudełeczku, są niebezpieczne dla wąchających nawet.
Pani de Villefort pobladła i poskoczyła, ażeby odebrać dziecku groźne przedmioty. Rzuciła jednak przytem długie i ciekawe spojrzenie na pudełeczko.
Hrabia to spojrzenie pochwycił.
W tej samej chwili do salonu wszedł Ali.
Pani de Villefort ujrzawszy sługę, przyciągnęła do siebie syna i rzekła:
— Czy widzisz Edwardku tego sługę? Naraził on życie swoje, by tylko powstrzymać konie, które powóz nasz unosiły i omal go nie roztrzaskały o kamienie przydrożne. Podziękuj mu.