ten wysoki urzędnik był zmuszony przysunąć sobie, sam zaś usiadł na tem, na którem klęczał przed chwilą.
— Jak widzę, zajmujesz się pan i filozofją również, — odpowiedział de Villefort po chwili milczenia, zebrawszy przez ten czas zapas sił, jak atleta szykujący się do walki z niebezpiecznym przeciwnikiem — gdybym był panem swego czasu, daję słowo, że otworzyłbym sobie mniej przepastne, a więc i mniej posępne widnokręgi myślenia.
— Prawda — rzekł Monte Christo — że człowiek jest brzydką gąsiennicą, jeżeli się go badać będzie z oddalenia i przez powiększające szkła analizy. Ale raczyłeś pan powiedzieć, że ja mam dużo wolnego czasu. Teraz więc kolej na mnie zapytać, czy pan tak bardzo znów wiele masz czynności?... albo raczej, jaśniej mówiąc, czy jesteś zdania, iż twe czynności, panie, są warte trudu?
Zdziwienie de Villeforta wzrosło. Jeszcze nikt nigdy do niego w ten sposób nie mówił.
— Panie — odpowiedział — przebywałeś dotychczas w dalekich, egzotycznych krajach podobno; nie możesz więc wiedzieć jak wszechstronną i wielką jest sprawiedliwość u nas wymierzana.
— Jedyną sprawiedliwością — odbił cios Monte Christo — jest, zdaniem mojem, prawo odwetu.
— By samemu sobie sprawiedliwość wymierzać, trzebaby na to być istotą wyjątkową.
— A więc ja nią jestem — zawołał z płomieniami w oczach Monte Christo — bo nie zawaham się ją sam sobie wymierzyć! Tak, ja jestem istotą wyjątkową. I jestem przekonany, że żaden człowiek dotychczas nie stanął nigdy w położeniu, któreby memu było podobne. Królestwa królów mają swoje granice, moje jest bezkresne, jest tak wielkie, jak świat. Ja bowiem nie jestem ani włochem, ani francuzem, ani mieszkańcem Indji, lub Ameryki. Jestem człowiekiem bez ojczyzny, nowym „Janem bez ziemi“. Nie należąc do żadnego kraju, nie dbając o opiekę jakiegośkolwiek rządu, nie uznając w żadnym człowieku brata, nie będąc nikim, ani niczem skrępowany... dzia-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.