— Zechce pani darować — przemówił — me wzruszenie, które może cię dziwić. Przyzwyczajona jesteś jednak do tej ciszy, spokoju i szczęścia domowego ogniska; dla mnie jednak są to rzeczy zupełnie nowe...
— Istotnie, hrabio, jesteśmy oboje bardzo szczęśliwi — odpowiedziała Julja — wycierpieliśmy jednak przedtem bardzo wiele.
W rysach twarzy hrabiego odbiła się wyraźna ciekawość.
— Jest to historja bardzo domowa i dla ciebie, hrabio, z pewnością będzie mało zajmująca, co nie przeszkadza niemniej, iż cierpienia nasze istotnie były bardzo wielkie.
— Bóg jednak, jak widzę, nagrodził wam za nie obficie?
— To prawda, panie hrabio — odpowiedziała Julja — przyznajemy to z całą szczerością. Dobry Bóg zrobił dla nas więcej, aniżeli to robi dla swych wybranych, zesłał nam bowiem swego anioła!
Silny rumieniec wystąpił na lica gościa, gdy usłyszał te słowa. Podniósł się i zaczął szybko przechadzać się po salonie.
— Czy nasze szczęście wydaje ci się tak bardzo dziwnem, hrabio? — zapytał Maksymiljan, ścigający, z pewnym niepokojem, wzrokiem od paru chwil hrabiego.
— O! bynajmniej... odparł tenże, blady i drżący, przytłumiając jedną ręką bicie serca, zaś drugą wskazując młodzieńcowi klosz kryształowy, pod którym był złożony jedwabny worek purpurowej barwy, na czarnej, aksamitnej poduszce — zastanawiam się jedynie nad tem, co za znaczenie mieć może ten worek oto, na jednym końcu którego widnieje pożółkły papier, zaś na drugim, — brylant wcale czystej wody?
W odpowiedzi Maksymiljan bardzo poważnym powiedział tonem:
— Panie hrabio!... Jest to najdroższy skarb rodziny naszej.
— Ależ tak!... Brylant, istotnie, jest dość piękny, aczkolwiek do największych nie może być bynajmniej zaliczany.
— Mój brat — odezwała się Julja — nie miał na myśli bynajmniej wartości tego klejnotu, aczkolwiek oszacowano go na sto tysięcy franków. Chciał natomiast wyrazić, że worek
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.