Danglars udała się na operę z matką i z kochankiem matki, świat nie dopatrzyłby się w tem niczego złego.
Zasłona, w chwili rozpoczęcia pierwszego aktu uniosła się ku górze przy pustej jeszcze nieomal widowni. Taki to już jest zwyczaj wielkiego świata, przychodzić pod koniec aktu dopiero, by uniemożliwić innym słuchanie muzyki, hałasem otwieranych drzwi i echem głośnych rozmów.
— Patrz, — odezwał się Morcef, zabierając miejsce — oto wchodzi do loży urocza hrabina G.
— Cóż to znów za hrabina G.? — zapytał w odpowiedzi Chateau Renaud.
— Baronie, ja ci pytania tego nie daruję nigdy. Jak można nie znać tej piękności!
— Ach!... mówisz zapewne o tej cudownej wenecjance?
— Właśnie. Mógłbym nawet cię przedstawić, jak mnie przedstawił w Rzymie Franciszek d‘Epinay.
— Cyt! — syknęła publiczność.
Młode lewki nie zwróciły najmniejszej uwagi na to żądanie, prowadząc dalej najswobodniej rozmowę.
— Ta twoja złotowłosa była i na wyścigach.
— Wiesz, zdarzyła się tam ogromna niespodzianka; mianowicie, najważniejszą nagrodę dnia wygrał nieznany koń, do nieznanego należący właściciela i pod nieznanym żokiejem.
— Jakże się ten koń nazywa i do kogo należy? — zapytał Morcef.
— „Vendetta“, własność Luige‘go Wampy.
— No, to ja wiem więcej, aniżeli cały Paryż. Wiem istotnie, czyją ta klacz jest własnością.
— Cicho!... zawołała po raz drugi oburzona do żywego publiczność z parteru.
Na ten raz protest był tak silny, że złoci młodzieńcy uznali wreszcie za wskazane zamilknąć.
Wtem otworzyła się loża ministra i weszła do niej pani Danglars w towarzystwie córki i... Lucjana Debraya.
— Patrz, patrz! — już szeptem odezwał się Chateau Renaud — pani Danglars cię wzywa.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/296
Ta strona została uwierzytelniona.