— Akt ślubny z Olivią Corsinari i metrykę urodzenia dziecka. Miał na imię Andrzej, jeżeli mnie pamięć nie myli.
— Tak mi się zdaje... wyjąkał luceńczyk.
— Jakto: tak ci się zdaje?... Czyżbyś nie był pewien tego, jakie ma imię twój najukochańszy syn?
— Ach! panie hrabio! Tyle lat już upłynęło od chwili, gdy mi go porwano... Czyż więc dziwić się można, że coś niecoś zapomniałem?
— Prawda, że bardzo wiele od tego czasu upłynęło wody w rzekach, wiele rzeczy w pamięci ludzkiej się zatarło! — w zamyśleniu powiedział Monte Christo — papiery jednak masz w porządku?
— Ż żalem wyznać panu hrabiemu muszę, że nie zabrałem ich z sobą, nie będąc pewien, czy będą mi one potrzebne?
— Tam do djabła! — zawołał Monte Christo, trzaskając w palce — papiery te są nieodzowne!
Luceńczyk potarł potem zroszone czoło.
— Są konieczne — powiedział — co tu teraz zrobić? Cóż to za nieszczęście, że ja ich nie wziąłem!
— Na szczęście, ja je mam już u siebie; ksiądz Bussoni już mi je nadesłał.
— Nieoceniony, zaprawdę, z tego księdza człowiek — zawołał wtedy uradowany luceńczyk, który przed chwilą już się był pożegnał ze swemi 48.000 franków. — Prawdziwe to szczęście; nie spodziewałem się tego po nim! Więc ksiądz Bussoni sam przysłał te papiery panu?
— Oto są!... Zaślubiłeś pan, jak się z nich dowiadujemy, Olivię Corsisari w kościele św. Pawła, na Monte Cattini.
— Prawda, zupełna prawda, na honor, — zawołał major, z podziwem spoglądając na świadectwo.
— Zaś tutaj oto jest metryka Andrzeja Cavalcanti, wydana przez proboszcza w Saravazza.
— Zawsze utrzymywałem papiery te w najwyższym porządku. Zacny ksiądz, że je zabrał i przesłał tutaj!
— Weź więc te papiery, majorze, są one twoją własnością
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/012
Ta strona została uwierzytelniona.