Żadnego listka przy tem nie plamił nawet najdrobniejszy ślad muszki, do tego stopnia było wszystko odkurzone.
W jednym kącie ogródka stała beczka, pełna świeżej i czystej wody źródlanej, gotowa każdej chwili odświeżyć swym błogosławionym chłodem drobne kwiaty, zmęczone pocałunkami słońca.
Monte Christo, gdy wszedł do tego ogródka, odrazu powiedział sobie w duchu.
— Zdaje mi się, że człowiek, opiekujący się tym ogrodem, żyje już jedną tylko namiętnością: kocha swój ogród i kocha kwiaty.
Gdy postąpił parę kroków, potrącił niechcący jakąś skurczoną postać. Przystanął tedy i ujrzał jakiegoś ogromnie zdumionego poczciwca, który był właśnie zajęty zbieraniem poziomek, jakie układał na zielonych liściach winogradu.
Na dwunastu takich listkach, tyleż znajdowało się czerwonych jagód.
Starowina, gdy ujrzał hrabiego, podniósł się nagle rozrzucając poziomki i liście, bardzo przestraszony.
— Jak widzę, zajmujesz się pan zbiorami — rzekł z uśmiechem Monte Christo.
— Zechce pan wybaczyć — rzekł staruszek, nie odpowiadając na pytanie — nie jestem wprawdzie w wieży, jak to jest moim obowiązkiem, lecz zaręczam, iż miejsce me strażnicze opuściłem przed chwilą dopiero.
— Ależ ja ci bynajmniej tego nie mam za złe! Zbieraj sobie dalej swe poziomki, jeżeli masz jeszcze co do zrywania.
— Brakuje mi jeszcze dziewięciu — odpowiedział wtedy starzec — zerwałem bowiem już dwanaście, jak pan może zauważył, zaś wszystkich było dwadzieścia jedna, t. j. o pięć więcej, aniżeli w roku zeszłym. I nic w tem nie było dziwnego, tegoroczna wiosna bowiem była bardzo ciepła, a jest może panu wiadome, że poziomki domagają się jak najwięcej słońca i wilgoci; wtedy kwitną najbujniej. Niech pan patrzy: tutaj jest trzynasta, zaś tam: czternasta, piętnasta, szesnasta... tutaj jeszcze dwie...
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.