najmilszymi... Dla nas zwłaszcza, którzy nie jadamy stworzeń tych w miodzie obsmażanych, jak Rzymianie.
— Jakto, Rzymianie myszy jedli?
— Wyczytałem to w Petronie — odpowiedział.
— Doprawdy... nie mogło być to jednak nazbyt smaczne, myszy bowiem są zbyt tłuste, w czem niema nic dziwnego, gdyż po całych dniach się wysypiają i budzą się dopiero w nocy. Niegodziwe stworzenia! W roku zeszłym miałem cztery morele, to mi jednę porwały. Miałem nawet owoc bardzo rzadki i wykwintny, brzoskwinię, to połowę jej mi pożarły. A była przewyborna, nigdy w życiu lepszej nie jadłem.
— Jakto! — zjadłeś pan?
— Ależ tak. Czyż miała się zmarnować pozostała reszta i tylko dlatego, że owoc myszy napoczęły? Byłoby to zbyt wielkiem marnotrawstwem! Ale w roku przyszłym niech się pan nie obawia! już mi nikt nic nie ukradnie. Gdy jaki owoc będzie dojrzewać, będę po nocach czuwał.
Monte Christo dobrze odgadł od pierwszego rzutu oka. Każdy człowiek ma w głębi duszy jakąś namiętność, która go pożera. Namiętnością strażnika telegrafu był ogródek.
Milczał jednak, rozmowę więc znów zagaił starzec.
— Pan dobrodziej, jak widzę, przybył tutaj z zamiarem obejrzenia telegrafu?
— Tak jest i byłbym panu bardzo wdzięczny za pokazanie mi go, jeżeli tylko nie jest to wzbronione przepisami?
— Boże zachowaj!... u nas wszystko wolno. Cóż bo jest w tem do ukrywania zresztą, gdy nikt z nas nie rozumie znaków, które przesyłamy?
— Ale proszę darować — mówił dalej ogrodnik, po rzuceniu na kompas spojrzenia — muszę jednak już wracać na me stanowisko. Może więc zechce pan udać się wraz ze mną?
— Doskonale.
I Monte Christo udał się krętemi schodami na sam szczyt wieży.
— Dużo trzeba stracić czasu, by się nauczyć sztuki przesyłania znaków? — zapytał Monte Christo.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.