w stronę panów Cavalcanti, zatrzymując spojrzenie dłużej na synu, aniżeli na ojcu.
— Cavalcanti! — odezwał się Debray.
— Do djabła, piękne nazwisko! — dodał Morrel.
— Już to, co prawda — wtrącił Chateau Renaud — włosi lepiej umieją się nazywać, niż ubierać.
— Nazbyt jesteś wrażliwy i wybredny, mój Chateau Renaud — zrobił uwagę Debray — o ile widzę, to ubiory tych panów wyjść musiały z rąk krawców pierwszorzędnych, są przytem bardzo modne i świeże.
— Otóż to!... Nazbyt te ubiory są świeże i nowe. Ten starszy jegomość tak wygląda, jakby był lepiej odziany po raz pierwszy w życiu.
— Cóż to za jedni są ci panowie? — zapytał Danglars hrabiego Monte Christo.
— Słyszałeś pan przecie, panowie Cavalcanti.
— Tak, lecz nazwisko samo nic mi nie mówi.
— Ach, prawda. Zapomniałem, że pan nie znasz wielkich rodów włoskich. Otóż zechciej przyjąć do twej wiadomości, panie baronie, że nazwisko Cavalcanti znaczy niemal to samo, co ród książęcy.
— A czy to są ludzie majętni?
— Niezmiernie.
— W jakich celach przybyli do Paryża?
— Mają ochotę, o ile mi się zdaje, przejeść tutaj część swej fortuny, nie mogąc sobie z nią dać rady. Mają przekazy i na pana, jak mi to wczoraj mówili, to też zaprosiłem ich tutaj jedynie ze względu na pana. Zaraz ci ich przedstawię.
— Aczkolwiek włosi, doskonale mówią po francusku — zauważył Danglars.
— Młody Cavalcanti kształcił się w wyższych zakładach w okolicy Marsylji, o ile mi się zdaje, jest to młodzieniec pełen wyższych aspiracji.
— Czemże się on tak zachwyca? — zapytała baronowa.
— Francuskami przedewszystkiem. Mówił mi wczoraj, że jeżeli się ożeni, to tylko w Paryżu.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.