— A cóż tobie to szkodzi?
— Mnie?... nic a nic. Owszem, mam nadzieję, że mi to pomoże.
— Acha! widzę że chcesz sobie uczynić ze mnie kozła ofiarnego. Lecz cię uprzedzam, że źle sobie poczynasz, panie Kadrusie.
— Cóż u pana Boga! Nie gniewaj się, mój mały, powinienbyś wiedzieć przecie, co to jest nieszczęście. Czyni ono człowieka zazdrosnym. Ja sobie myślałem, że ty jesteś w Piemoncie albo w Toskanji i kształcisz się na jakiegoś cicerone, gdy wtem widzę cię w pałacu, mającego swe konie, służbę, liberję... Czy odkryłeś jaką żyłę złota, czy też może zostałeś ajentem giełdowym?
— Ha, poszczęściło mi się.
— Widzę to, widzę. Jabym chciał jednak, bym mógł i o sobie to samo powiedzieć. I właśnie postanowiłem rozmówić się z tobą. I myślę, iż postarasz się jak najrychlej zadowolić mnie, bo później mógłbym się stać nazbyt wymagającym.
Groźba ta doprowadziła Andrzeja do gniewu!
Puścił więc znów konie kłusem.
— Źle sobie poczynasz ze mną, Kadrusie, raz jeszcze ci powtarzam. Ja jestem korsykaninem, dobrze-by było, gdybyś tak nie zapomniał o tem. A przytem jestem młody i silny. Pogróżkami więc nic ze mną nie zrobisz.
— Tak! Ale ty jesteś wspaniale odziany, ja zaś jestem w łachmanach, ty byłeś dziś u jakiegoś księcia na obiedzie, ja zaś jestem głodny.
— E, to nie jest żaden książe, lecz zwyczajny hrabia.
— Hrabia?... a bogaty? jak myślisz?...
— No, naturalnie, że bogaty, ale niech ci z tej racji żadne projekty nie przychodzą do głowy, bo to jegomość bardzo nieprzystępny.
— I... bądź spokojny! Nie mam ja żadnych względem twego hrabiego planów, pozostawiam ci go w całości na twój użytek. Tylko ty musisz za to co dać. Rozumiesz?
— A ilebyś tak żądał?
— Myślę, że za sto franków miesięcznie mógłbym wyżyć.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.