— Tylko co miałem honor złożyć jej me ukłony — odparł Monte Christo — pańskiego ojca nie widziałem jedynie.
— Stoi tam oto, w końcu salonu, i rozprawia, o polityce oczywiście, w małem kółku znakomitości miejskich.
— Czy ci panowie istotnie należą do potentatów paryskiego świata?
— Ależ tak... i to niewątpliwie. Ten wysoki chudy — to mąż wielce uczony: odkrył w okolicach Rzymu nową odmianę jaszczurki, która ma mieć w kości pacierzowej o jeden kręg więcej, niż normalnie.
— I słusznie — rzekł Monte Christo — krzyż ten mu udzielono. Gdy znajdzie jaką drugą kość pacierzową, zostanie zapewne komandorem. Byle tylko sam miał plecy...
— Ten drugi, we fraku granatowym, zielonym haftem zdobnym, został znów przed ośmioma coś dniami członkiem akademji francuskiej... A wiesz pan za co? Za to, że królikom wbija szpilki do głowy, kurom daje marzannę, psom wreszcie odbija fiszbinem mlecz pacierzowy.
— I za tyle zasług, tak mała go spotkała nagroda?! O ludzka niewdzięczność!
— Ten trzeci, z szambelańskim kapeluszem w dłoni, jest predystynowany na przyszłego naszego ministra skarbu i finansów. Wyobraź pan sobie bowiem, iż potrafił on powiększyć wpływy z totalizatora do sum tak zawrotnych, iż dochody z gry tej dają teraz znacznie więcej, aniżeli daje carom moskiewskim wyszynk okowity w Rosji!
— Ha, w takim razie, winniśmy dobroczyńcy takiemu złotemi literami wyryć na nagrobku marmurowym, jeżeli tylko taki nieśmiertelny wogóle umrzeć może: „Zbawca Ojczyzny“ — rzekł tonem bardzo serjo Monte Christo. — No, a ten tam pan w mundurze fjoletowym?... Czemże on się wyróżnił?
— O, ten, to istotnie mocna głowa. Był liberałem, lecz potem pogodził się z rządem. Lada dzień ma być za to mianowany ambasadorem.
— Liberał ambasadorem? O!... to nie wróży nic dobrego! Z dnia na dzień będzie on nam podnosić ceny win... Przeko-
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.