PANI DE SAINT MERAN.
Istotnie nad wyraz smutna scena miała miejsce w domu państwa de Villefort.
Po wyjeździe na bal żony i córki, pan prokurator królewski zamknął się jak zazwyczaj w swoim gabinecie, lecz nie po to, by pracować, jak zawsze, lecz by się spokojnie zastanowić nad wypadkami, jakie się wydarzyły w Auteuil, w czasie obiadu u hrabiego de Monte Christo.
Zasiadł więc głęboko w krześle i raz jeszcze przebiegać zaczął myślą, wszystkie zdarzenia, jakie miały miejsce w ostatnich siedmiu dniach, zdarzenia, które tyle gorzkich wspomnień na myśl przywiodły i rozkrwawiły ponownie przyschłe rany serca.
Rozmyślając tak, zaczął szukać w ciemnościach świateł, któreby okazały się zdolne rozświetlić ciemności. W tym celu otworzył tajemną skrytkę w biurku i dobył z niej plikę notatek, z których wybrał te, które dotyczyły jego nieprzyjaciół, czy to w zawodzie politycznym, czy w interesach pieniężnych, czy też w sprawach biurowych, miłosnych wreszcie.
Przejrzawszy wszystkie te nazwiska i przeczytawszy wszystko, potrząsnął głową.
— Niepodobieństwo — rzekł sam do siebie — aby którykolwiek z tych licznych moich nieprzyjaciół czekał tak długo i cierpliwie aż do dnia dzisiejszego, ażeby mnie dopiero teraz zdruzgotać tak długo przechowywaną tajemnicą. Bardzo możli-