To też stary Noirtier opuścił głowę na piersi, a gdy ją po chwili podniósł, natychmiast przymknął lewe oko.
— Domaga się pan, ażeby panna Walentyna przyszła? — zapytał Wawrzyniec.
Noirtier dał znak potwierdzenia.
— Przecież pan wie, że pojechała na bal do hrabiostwa Morcefów... Pan de Villefort jednak już po nią pojechał, więc jak tylko wróci, to powiem jej natychmiast.
— Dobrze — zgodził się paralityk.
Walentyna, pamiętając o tem życzeniu dziadka, udała się do niego natychmiast, gdy tylko pani de Saint Meran głębiej zasnęła.
Gdy nakoniec do niego przyszła, odrazu zalała się łzami.
Starzec pocieszał ją wzrokiem.
— O tak, dziaduniu, — odezwała się wtedy dzieweczka — widzę, iż pragnąłbyś mi powiedzieć, że pozostał mi jeszcze drugi, najukochańszy mój dziadek. O dziadku mój drogi!... gdyby nie ta jedyna moja pociecha, to nie wiem coby się ze mną stało!
Po słowach tych i uściśnięciu starca, Walentyna udała się do swego pokoju, bo czuła się bardzo znużoną.
Nazajutrz, gdy przyszła do babki, zastała ją zupełnie chorą, w gorączce, która gorzała w posępnym wzroku margrabiny.
— O babko droga! — zawołała na ten widok stroskana wnuczka — widzę, iż trudy podróży ujemnie wpłynęły na stan twego zdrowia, że chora jesteś?
— Nic ważnego moje dziecko, z utęsknieniem tylko czekałam na twoje przyjście, byś zechciał poprosić do mnie swego ojca. Pragnęłabym bowiem jak najprędzej z nim pomówić.
Walentyna pobiegła natychmiast po ojca, a gdy ten przybył, pani de Saint Meran rzekła do niego:
— Panie, wszak pisałeś do mnie, iż pragniesz wydać za mąż to dziecko?
— Tak jest, — odpowiedział de Villefort — i jest to niezłomne moje postanowienie. Córka moja wyjdzie za pana Franciszka d‘Epinay, którego jej wybrałem na męża.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.