Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

grabina — pójdę do męża mego. Kiedy pan d‘Epinay powraca?
— Spodziewamy się go lada chwila.
— To dobrze. Gdy przyjedzie, dajcie mi znać natychmiast, by nie tracić czasu, którego nie mamy zbyt wiele. Chciałabym też widzieć u siebie notarjusza, ażeby się upewnić, że cały mój i męża mego majątek dostanie się Walentynie.
— O, moja babuniu — powiedziała ze szlochaniem Walentyna, całując gorącemi ustami rozpalone czoło babki — czy chcesz, ażebym i ja umarła? Ależ ty masz babuniu gorączkę i trzeba wezwać koniecznie lekarza, a nie notarjusza.
— Doktór jest tutaj najzupełniej zbędny — odezwała się margrabina, wzruszając ramionami — doktór na śmierć nie pomoże. Chce mi się tylko pić — oto cała moja choroba.
— A na co byś miała ochotę, babuniu?
— Wiesz przecież, iż piję oranżadę jedynie, której szklanka stoi właśnie na mym stoliku nocnym. Podaj mi ją, moja droga Walentyno!
Walentyna spełniła polecenie i podała babce szklankę, wypełnioną oranżadą, tę samą, którą cień miał poruszyć.
Margrabina z chciwością wypiła napój, a potem położyła się i wkrótce zasnęła.
Walentyna usiadła przy babce. Biedne dziecko bardziej może niż babka potrzebowała doktora. Lica jej płonęły, oddech miała krótki i urywany, a puls gwałtowny i szybki, jaki zazwyczaj bywa w gorączce.
Biedna panienka myślała o tem, w jaką rozpacz wpadnie Maksymiljan, gdy się dowie, że jej ukochana babka, zamiast być im pomocną, staje na przeszkodzie ich szczęściu.
Niejednokrotnie już Walentyna zamierzała powiedzieć wszystko swej babce i byłaby to z pewnością uczyniła, gdyby jej wybrany nazywał się Raulem de Chateau Renaud, panem de Savigny... baronem Narbonne choćby tylko!... Morrel pochodził jednak z gminu, a Walentyna wiedziała z jaką pogardą odnosiła się margrabina de Saint Moran względem potomków nieszlacheckich rodów.