Wtem ujrzał, iż światło w pokoju pani de Villefort zostało zgaszone, co pozwalało na domysł, iż udała się ona na spoczynek.
W drugim końcu domu, natomiast, Morrel ujrzał otwierające się okno, białemi firankami przysłonięte, a po chwili usłyszał łkania. Wysilił tedy wzrok i poznał Walentynę.
Aczkolwiek było niemożliwością absolutną, by ona widzieć go mogła w cieniu drzew ukrytego, niemniej miał wrażenie, jakby go ona, ruchami rąk w górę wyciągniętemi, do siebie przyzywała, gdy istotnie Boskiej zapewne pomocy wzywała jedynie.
Morrel, widząc to, młodzieńczym, nie zważającym na nic, nierozważnym temperamentem uniesiony, bez chwili namysłu zerwał się ze stojącej w cieniu ławki, przebiegł taras i wpadł jak wicher na schody balkonowe, pchnął nakoniec drzwi wejściowe, które znalazł nie zamknięte i wszedł do uśpionego już domu.
Walentyna, która miała oczy wzniesione do nieba, nie spostrzegła go, gdy przebiegał odkrytą przestrzeń, oświetloną księżycem... Goniła wzrokiem obłoki płynące po niebie, poświatą księżyca posrebrzone, a egzaltowany umysł dzieweczki widział w jednej ze srebrnych chmurek takich duszę swej babki, szybującą ku niebu.
Morrel tymczasem minął przedpokój i zaczął wstępować na schody zasłane dywanami.
Był tak podniecony i do tego stopnia zatracił pojęcie rzeczywistości, iż nie byłby się cofnął na widok samego de Villeforta nawet.
Znajomość wewnętrznego rozkładu domu, ogromnie mu się w tym wypadku przydała.
To też bez przeszkody dostał się na górę, kierując się następnie odgłosem płaczu dochodzącym wyraźnie do jego przeczulonych podnieceniem uszu. Tym sposoebm dotarł do pokoju, w którym się znajdowała Walentyna.
I ujrzał wtedy na biało zasłanem łożu postać leżącą sztywnie, a białą również zasłoną przykrytą; przy łożu tem dojrzał
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.