w której znikał Andrzej, a ujawniał się Benedykt, pani Danglars wysławiała przed Monte Christem moc duszy swego męża.
Bo oto nie dalej jak dziś rano właśnie, z przyczyny pewnego bankructwa w Medjolanie stracił on do czterechkroć stu tysięcy franków.
Pochwała była istotnie zasłużoną, albowiem hrabia nigdy nie wyczytałby z twarzy barona, iż tak dotkliwa spotkała go strata, gdyby sama baronowa nie udzieliła mu tej wiadomości, albo lepiej, — gdyby on sam nie wiedział już przedtem o tem, za pomocą swych wszechmocnych środków, zdobywających każdą tajemncę.
— No, rzecz idzie dobrze — pomyślał hrabia — zacny baron już zaczyna ukrywać przed ludźmi swe straty, gdy przed miesiącem — prawie, że się niemi chwalił.
Potem odezwał się głośno:
— Mąż pani zna tajemnice giełdy tak dobrze, że z pewnością bez trudności odzyskać potrafi to, co stracił wypadkiem.
— Ależ panie — rzekła pani Danglars — jesteś pan w błędzie, jak i wielu innych, mąż mój gry giełdowej nawet nie próbuje.
— Ach, prawda! Mówił mi przecież o tem, zdaje się, że pan Debray. Ale a propos — co się z panem Debrayem takiego dzieje?... nie widziałem go bowiem coś już od dni czterech?
— A wie pan, że ja go od dość dawna nie widziałam również — odpowiedziała pani Danglars ze spokojem wprost zdumiewającym — lecz zdaje mi się, że chciałeś, hrabio, coś powiedzieć o panu Debray, a ja ci przerwałam...
— Chciałem powiedzieć, że to pan Debray mi właśnie wspominał, jeżeli się nie mylę, że grą giełdową zabawiasz się właśnie ty, pani?...
— Przyznam się szczerze, że tak było istotnie. Ale to należy już do przeszłości, zarzuciłam bowiem grę zupełnie.
— Pozwól mi powiedzieć sobie, że zrobiłaś źle. Fortuna kołem się toczy.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.