— Baronie, kochany baronie! — zawołał Albert — perorujesz tak głośno, że przeszkadzasz nam słuchać.
— Postaram się o ściszenie swego głosu, szanowny żartownisiu — odpowiedział Albertowi Danglars z grymasem niezadowolenia, zaś zwracając się do Monte Christa ciągnął dalej — czy byłbyś więc pan tak dobry powiedzieć to hrabiemu Morcefowi?
— Jeżeli pan tego żądasz, to mu zakomunikuję.
— Niech mu pan to powie w tej formie, iż życzyłbym sobie, ażeby on formalnie poprosił mnie o rękę mej córki dla syna swego, a wtedy przy omawianiu warunków możnaby już łatwo znaleźć punkt sporny, któryby doprowadził do zerwania.
— Brawo, brawo, brawo! — wołał Albert, przedrzeźniając barona, gdy ucichły ostatnie tony śpiewanego duetu.
Danglars złem okiem spojrzał na młodzieńca, lecz nie mógł mu nic odpowiedzieć, gdyż lokaj właśnie coś mu szepnął do ucha.
— Muszę wyjść na chwilę — rzekł tylko do Monte Christa — lecz wrócę natychmiast, to też proszę cię, hrabio, nie odchodź, mam bowiem ci coś do powiedzenia.
Baronowa, korzystając z nieobecności męża, otworzyła natychmiast po jego wyjściu drzwi do buduaru córki, a wtedy znajdujący się w salonie, mieli możność ujrzenia, jak bardzo blisko przy sobie siedziała para śpiewaków.
Albert z wesołym uśmiechem skłonił się pannie Danglars, zaś ona, bynajmniej nie zmieszana, oddała mu ukłon, zimny jak zazwyczaj.
Cavalcanti tylko zdawał się być zaaferowany bardzo i bardzo nisko skłonił się Albertowi, który w odpowiedzi zaledwie kiwnął mu głową, w sposób wyrażający jawną impertynencję.
Podano herbatę, a w tej chwili do salonu wszedł Danglars, widocznie przejęty.
— Przyjmowałem właśnie kurjera, przybyłego z Grecji — rzekł do Monte Christa.
— Jakże się tam miewa król Otton? — zapytał Albert tonem najwyraźniej szyderczym.
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.