Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeżeli będziesz pragnął czegoś się dowiedzieć zechciej do mnie się zwrócić, a wtedy już ja sam się zapytam.
— I na to zgoda.
Zjawił się Ali i bez słowa odsłonił drzwi, podnosząc w górę portjerę, czem wskazał, iż mogą przejść.
Hayde czekała w pierwszym odrazu pokoju, który był jej salonem, a oczy jej aż się powiększyły ze zdziwienia, ponieważ po raz pierwszy się to zdarzyło, by hrabia odwiedzał ją w towarzystwie obcego mężczyzny. Przyjęła gości siedząc w rogu sofy, na nogach skrzyżowanych, przybraną w jedwabne materje, złotem haftowane. Obok niej leżał instrument muzyczny.
Albert, po wejściu do tego salonu, jakby żywcem ze wschodu przeniesionego, stanął przy drzwiach oczarowany, cały pod wrażeniem piękności greczynki, tak wielkiej, o jakiej ludzie północy mieć nie mogą wyobrażenia!
— Kogoż mi tu przyprowadzasz? — zapytała Hayde hrabiego w języku nowogreckim — brata, przyjaciela, czy może tylko zwykłego znajomego?
— Przyjaciela — odpowiedział Monte Christo w tym samym języku.
— Jakże się nazywa?
— Hrabia Albert, ten sam, którego wyrwałem z rąk bandytów rzymskich.
— W jakim języku mam z nim rozmawiać?
Monte Christo zwrócił się do Morcefa z zapytaniem:
— Czy język nowogrecki jest ci znany, hrabio?
— Niestety — odpowiedział Albert — nie władam nawet starożytnym.
— A więc — odezwała się Hayde, — mówić będę albo po francusku, albo po włosku, jeśli panu memu się podoba, abym jednym z tych języków wyrażała moje myśli?
Monte Christo zastanowił się.
— Mów po włosku — rzekł po chwili.
— Jak się masz, przyjacielu — odezwała się wtedy do Morcefa Hayde, w pięknej mowie Danta — który w towarzystwie mego pana przychodzisz.