Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

przykrzejsze. Gdy więc usłyszała nakoniec kroki swego męża na schodach, wyszła oczywiście natychmiast na jego spotkanie. Pan de Villefort tyle jej jednak powiedział tylko, iż wskutek objaśnień przez pana Noirtiera udzielonych panu baronowi d‘Epinay, — małżeństwo Walentyny musi być zerwane.
Niepodobieństwem było udzielić zebranym wieści tej w podobnej formie, to też pani de Villefort powiedziała tylko, iż pan Noirtier na początku konferencji dostał lekkiego ataku apoplektycznego, co pociągnąć musi za sobą odroczenie podpisania aktu na dni kilkanaście.
Wiadomość ta przyjęta została przez zebranych ze zdziwieniem i niedowierzaniem. Zbyt wiele nieszczęść niejasnych, niewytłumaczalnych, dziwnych... spadało na ten dom i to w tak krótkim okresie czasu. To też zdziwieni słuchacze spojrzeli po sobie i odeszli, nie rzekłszy słowa.
Walentyna tymczasem, szczęśliwa i wzruszona do najwyższego stopnia, uściskawszy i podziękowawszy starcowi, który — aczkolwiek bezwładny — jednem uderzeniem zerwał ten związek, niepodobny zdawałoby się do zerwania, poprosiła o pozwolenie odejścia do siebie, dla odzyskania sił i przytomności. Dziadek życzliwem zamknięciem oka przychylił się do tej prośby.
Walentyna jednak, zamiast pójść do siebie, udała się przez boczną furtkę do ogrodu i pobiegła ku kracie, przy której nie wątpiła, iż zastanie Maksymiljana.
I to przeczucie nie zawiodło jej. Morrel, który widział jak Franciszek wszedł do domu de Villeforta wraz z notarjuszem, Morrelem i Chateau-Renaud, a pełen wiary, iż Noirtier do podpisania aktu nie dopuści, czekał już tam na nią.
— Jesteśmy ocaleni — zawołała, ujrzawszy go, Walentyna.
I wybawił nas dziadek. Kochaj go za to, Morrelu!
Maksymiljan nie potrzebował przysięgać, gdyż i bez przysiąg nietylko kochał dziadka swej ukochanej, jak przyjaciela, jak ojca, ale wprost czcił, jak bóstwo.
— Jakiegoż użył sposobu? — zapytał jednak.